W Chorwacji
niezwykłych i interesujących rzeczy jest całe mnóstwo. Jedną z nich jest to, że
posiada ponad 1200 wydłużonych wysp ułożonych równolegle do wybrzeża.
Największe to: Krk, Hvar, Cres, Brač i Korčula. Taki rodzaj wybrzeża
nazywany jest dalmatyńskim. Tak też nazwana jest kraina w południowej Chorwacji
– Dalmacja, w której spędziliśmy nasz ostatni urlop. Podczas wypoczynku
w Makarskiej zdecydowaliśmy się na zwiedzenie niektórych atrakcji wyspy Hvar,
zwanej lawendową oraz Brač – wyspy białego kamienia. Połączyliśmy to
z próbowaniem lokalnych przysmaków i trunków na miejscowym statku, taki rejs to
popularny tu fish picnic. Podczas
naszego pierwszego pobytu w Chorwacji już z takiej atrakcji
korzystaliśmy, było wtedy bardzo przyjemnie, wesoło i zdecydowanie
integracyjnie, więc teraz postanowiliśmy to powtórzyć. Chorwackie wyspy
są cudne, zamieszkałe od czasów antycznych, mają wiele zabytków, śródziemnomorski
klimat i roślinność, piękne plaże i niezwykłe widoki, więc przyciągają całe
tłumy odwiedzających i wypoczywających, bo infrastruktura turystyczna jest tu bardzo
dobra. A podczas rejsu można napotkać nawet baraszkujące delfiny butlonose!
NASZ STATEK, NIEDUŻY, ALE DAŁ RADĘ. |
CZYŻ MAKARSKA NIE JEST CUDNIE POŁOŻONA? |
TO RUSZAMY!!! |
Po ponad godzinnym rejsie z Makarskiej, objedzeniu się serwowanymi na pokładzie małymi chorwackimi pączkami, które nazywa się tu fritule i przepiciu ich dobrym chorwackim winem zeszliśmy na ląd na wyspie Hvar, w miasteczku Vrboska. To jedna z mniejszych miejscowości, ale posiadająca wszystkie wymienione powyżej atuty. Dopływamy do niej wąską, wcinającą się w ląd zatoczką i tuż po jej przekroczeniu widzimy, że znajdujemy się w niezwykłym miejscu. Turkusowa woda, kamienne domy i świątynie oraz kontrastujące z nimi nowe wille, wszystko to w otoczeniu sosnowych lasów powoduje, że wpadamy w zachwyt. Dopływamy do dużej mariny, w której cumują luksusowe jednostki, ale są też łodzie miejscowych rybaków.
Wyspa zamieszkała jest od wielu wieków, stąd jej stylowa architektura. Kiedyś była tylko wioską rybacką, potem rozbudowywanym przez mieszkańców miasteczkiem, dziś klimatycznym, coraz bardziej turystycznym miejscem z licznymi pamiątkami z przeszłości kryjącymi klejnoty najlepszych włoskich i chorwackich mistrzów renesansu. Ale też z restauracjami, kafejkami, hotelami, pensjonatami i starymi kamiennymi mostami spinającymi dwa brzegi miasta. Przez to nazywane jest małą Wenecją, choć bardzo na wyrost.
Najciekawszy
jest nietypowy kościół-twierdza, widoczny już z daleka, bo stojący na
wzgórzu. Nosi wezwanie Matki Boskiej Miłosiernej i po zniszczeniach w
XVI wieku został odbudowany jako forteca do obrony przed Turkami.
W pobliżu są jeszcze trzy świątynie. To kościół św. Wawrzyńca z XV wieku z bezcennymi malowidłami i pięcioma ołtarzami, św. Rocha zbudowany w XVI wieku jako wotum do ochrony przed plagami oraz najstarszy – św. Piotra z XIV wieku stojący przy wejściu do portu. Pięknie wygląda jaśniejący w słońcu kamień, z którego je zbudowano, pomimo upływu pięciu wieków.
Kamienna
zabudowa widoczna jest prawie na każdym kroku, stąd taki niesamowity klimat wąskich uliczek tego małego miasteczka. Sami zobaczcie!
A
dlaczego wyspę nazywa się lawendową? Bo podobno wiele tu plantacji tego
pachnącego ziela, które wpisuje się w niezwykły koloryt i zapach wyspy. My
napotkaliśmy w miasteczku zaledwie jeden lawendowy krzew, ale już wyrobów
lawendowych jest tu wiele w każdym sklepie z pamiątkami. No i są też lody
lawendowe! Jadłam je już kiedyś u nas, ale tutejsze przebiły je doskonałym smakiem i
ochłodziły w gorący dzień.
ALE ŁAKOMSTWO!!! |
Po takiej
uczcie, dla duszy i ciała, wróciliśmy na pokład, by ruszyć na kolejną wyspę. Po
drodze skonsumowaliśmy na statku pyszną rybkę, a pozostałą ością dokarmiliśmy
mewy. Jedzą z ręki, naprawdę, choć trudno to uwiecznić na zdjęciu!