30 października, 2021

Mała Japonia – Ogród Japoński Siruwia. Przesieka.

 

Ogrodu Japońskiego Siruwia nie mieliśmy w planach podczas wrześniowego wyjazdu do Świeradowa, ponieważ nic o nim nie wiedziałam. Uwagę moją zwrócił dopiero informacyjny kierunkowskaz po drodze i to wzbudziło moje zainteresowanie. Poczytałam i postanowiliśmy w drodze powrotnej tam zajrzeć. Informacje znalezione w Internecie na jego temat były bardzo ciekawe, co zapowiadało interesujący pobyt. Jednak nasze odczucia po tej wizycie były dość różne. Jakoś daleko nam chyba od japońskiej kultury.




Ogród Japoński Siruwia udostępniony zwiedzającym w 2014 roku  na pewno położony jest na niezwykłym terenie, bo 600 metrów n.p.m., pośród lasów i skał, w dodatku wkomponowano go w naturalny krajobraz karkonoskiej przyrody. Leży w miejscowości Przesieka, między Szklarską Porębą a Karpaczem, a dojazd jest dobrze oznakowany i przez wiele kilometrów prowadzi nas do celu. Tylko, aby tam dotrzeć należy wjechać bardzo wąską, leśną drogą z urwistym zboczem dość ostro pod górkę (nie wiem, jak to wygląda po deszczach!), zjazd już jest lepszy i prowadzi inną trasą do miasteczka. Ten dość ekstremalny wjazd to było pierwsze zaskoczenie in minus! Parking jest, ale jeszcze w budowie, podobnie, jak restauracja. Jeszcze zanim wejdziemy do ogrodu widzimy duży i bardzo atrakcyjny plac zabaw dla dzieci wysypany plażowym piaskiem, reklamowany jako najwyżej położony w Polsce.



A kawałek dalej do ogrodu zaprasza nas ładna tablica i informuje, że to: Mała Japonia – Ogród Japoński Siruwia, czyli fragment prawdziwej  Japonii  stworzony z wielką pasją i miłością przez Sylwię i Jakuba Kurowskich. Dodam, że nazwa Siruwia jest japońską wersją imienia właścicielki – Sylwia. Państwo Kurowscy szukali inspiracji dla swojego kawałka ziemi leżącego w tym malowniczym terenie i wybrali Japonię, gdyż jego klimat i krajobraz ze skałami, lasem, strumykami i podmokłą łąką najbardziej zbliżony był do japońskiego. A ich fascynacja Krajem Kwitnącej Wiśni zaowocowała ciekawą roślinnością pochodzącą z tamtego rejonu, choć nie zamykają się tylko w tej koncepcji i od wielu lat realizują tu ideę swobodnej kompozycji roślinnej z nasadzeniami z wielu rejonów świata – czytamy na ich stronie. Niektóre są naprawdę imponujące i… zaskakujące! Jak choćby gunera olbrzymia z tymi swoimi mega wielkimi liśćmi!!!













Idziemy do kasy, kupujemy bilety (normalny 33 zł) i dowiadujemy się, że za chwilę będzie oprowadzanie z przewodnikiem, które odbywa się o pełnych godzinach, a do tego czasu możemy poczęstować się japońską herbatą i winem. Możemy też skorzystać z kawiarenki serwującej napoje i słodycze prosto z Japonii (ceny też japońskie!), albo zrobić zakupy produktów w dostępnym sklepiku (również online). Kupiliśmy piwo, które kosztowało sporo, ale miało niepowtarzalnie pyszny smak. Więc piłam japońskie piwo! Dużym zgrzytem jest jedyna na terenie toaleta, sypiąca się i brudna.







Po tych pierwszych, różnych wrażeniach dalej jest już przyjemniej, bo brama wejściowa, zgodnie z japońskimi założeniami, niczym wielkie okno pokazuje nam piękny obraz, w którym widać poprzycinane kompozycje roślinne otoczone białym,  symbolicznym, grabionym właśnie żwirkiem; kamienne schodki kończące się gdzieś pod lasem, zgodnie z zasadą „zapożyczonego krajobrazu”. I wszystko w tym ogrodzie jest po coś i na swoim miejscu! A przewodnik z zachwytem i dużym znawstwem japońskich tradycji, nie tylko ogrodowych, wprowadzał nas w jego tajniki.





Spacer między tą ciekawą, ale nieco przykurzoną kończącym się już latem roślinnością był przyjemny, choć wiosną, kiedy kwitną kwiaty i drzewa, albo kolorową jesienią, jest na pewno piękniej. Po drodze napotkamy pełne japońskiej symboliki kamienie, kamienne latarenki i drewniany pawilon do picia herbaty z wystawą oryginalnych laleczek Nihon Ningyõ z różnych epok. Laleczki takie są integralną częścią japońskiej kultury, bowiem podarowane w dzieciństwie towarzyszą im jako amulety do końca  życia!















Jest tu jeziorko, wodospady, kamienne ławeczki, pomosty – wszystko, co w tego rodzaju ogrodach być powinno. Gdybyśmy spacerowali bez przewodnika, to po drodze mijamy ciekawe tablice z opisem ich symbolicznego znaczenia. Bez tych wiadomości byłby on mniej ciekawy!







Ale to nie koniec fascynacji właścicieli ogrodu Japonią! Znajdziemy tu też rozbudowywaną ciągle kolekcję zminiaturyzowanych drzewek i krzewów bonsai (bon – płaskie naczynie, sai – roślina). Wyglądają bardzo interesująco!







Znajdziemy też kolejny sklep (jest również online) urządzony w japońskim pawilonie z artykułami sprowadzonymi prosta z Kioto, m.in. z laleczkami Kokeshi wykonanymi ręcznie. Można zakupić i podarować komuś jako amulet na szczęście (pamiętając o japońskich cenach!). Cudne, szczególnie te z babcią i dziadkiem!









W następnym pawilonie zobaczymy ładnie wyeksponowaną kolekcję zbroi japońskich z epoki Edo. Są to oryginalne ubiory oraz dokładne, misterne repliki. Ozdobą kolekcji jest miecz – dzieło sztuki z XII wieku. Niezwykłe!









W ogrodzie można spędzić tyle czasu, ile kto potrzebuje. Nie jest duży, ale atrakcji wiele. Na pewno to gratka dla ludzi lubiących kulturę Japończyków i ich niezwykły stosunek do symboliki i przyrody. Jest to miejsce bardzo popularne, bowiem byliśmy tu w sobotę po godzinie dziesiątej i było już wielu odwiedzających, pomimo, że znajduje się trochę „jakby na końcu świata”! Przybyłam więc tutaj, zobaczyłam i dla mnie to taka wizyta na raz. Bez wielkich fajerwerków, choć z podziwem i uznaniem dla twórców!

    

23 października, 2021

Świeradów-Zdrój – atrakcji ciąg dalszy.


Pisałam już o położeniu Świeradowa, cudnych widokach, o leczniczych wodach i miejscach uzdrowiskowych miasta, a dziś o innych jeszcze atrakcjach, bo miasteczko choć niewielkie, to wieloma ciekawymi rzeczami może się poszczycić. Nieciekawe miejsca też znaleźliśmy, ale tych było zdecydowanie mniej.

Interesującą atrakcją jest Ogród Dydaktyczny Izery Trzech Żywiołów znajdujący się przy siedzibie Nadleśnictwa Świeradów. Powstał po to, aby zwrócić naszą uwagę na piękno i niepowtarzalność Gór Izerskich, w których znajdują się torfowiska powstałe pod koniec epoki lodowcowej (11 tyś. lat temu!). Drewniany pomost prowadzi nas przez model takiego torfowiska, a po drodze rozlokowano tablice edukacyjne, z których dowiemy się, czym są torfowiska i jak wielkie mają znaczenie dla przyrody i człowieka. Ogrodowy model pozwala zapoznać się też z typową roślinnością tych siedlisk. Są tu też widoczne oczka wodne, które w naturalnym stanie można spotkać jeszcze tylko w Norwegii, co czyni miejscowe torfowiska szczególnie wyjątkowymi.













Od wejścia do ogrodu zwraca też uwagę łużycki dom przysłupowyChata Drwala, w którym odbywają się zajęcia dydaktyczne. Bardzo interesujące miejsce, ciekawie przygotowane! Przyjemnością było zasiąść na takiej ozdobnej ławeczce! Wejście na teren ogrodu jest bezpłatne.







Spacerując po mieście i jego okolicy spotkamy w wielu miejscach duże kamienie-głazy. Stanowią one kolejne punkty wytyczonego szlaku Śladem Izerskich Tajemnic. Na każdym znajduje się duża płaskorzeźba i tajemniczy piktogram. Głazów jest 22, ale każdy, kto odnajdzie ich 15 (ja znalazłam 13) i odrysuje piktogram, może zgłosić się po nagrodę do Miejskiego Centrum Kultury „Stacja Kultury”, w którym jest także Informacja Turystyczna. Swoją drogą Centrum Kultury mieści się  w interesującym obiekcie przerobionym z zamkniętej stacji kolejowej w Świeradowie.





W Świeradowie znajdziemy też ścieżkę turystyczną Przygoda w Górach, która stanowi część szlaku pieszego wytyczonego wokół miejscowości. Ma długość półtorej kilometra, poprowadzona jest po starym torze bobslejowym i składa się w dwunastu stanowisk, z których można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o okolicznej przyrodzie i kulturowym dziedzictwie rejonu. Można pobrać dodatkowo na telefon stosowną aplikację, by rozszerzyć swoją wiedzę i pobudzić wyobraźnię.





W granicach Świeradowa jest też inna miejscowość, teraz jego dzielnica – Czerniawa-Zdrój. Pojechaliśmy tam autobusem podmiejskim śladami mojego tatusia, który był tu w sanatorium chyba z pół wieku temu. A tutaj spore rozczarowanie! Gdyby żył, pewnie powiedziałby, że niewiele się tu zmieniło. W niektórych jej częściach widać trochę nowego, czyli nowe domy, hotele i ośrodki sanatoryjne, bo Czerniawa ma też wody mineralne, tylko żelaziste z dużą zawartością magnezu, ale poza tym ruina i bałagan. Nie zrobiłam tu zdjęć, bo było mi przykro! I taki sam - „inny świat” jest w wioskach, które objeżdża autobus. Pasuje to do autobusu podmiejskiego, bezpłatnego i zdezelowanego, którym podróżowali podobni do tych miejsc podróżni. Włodarze miasta zachęcają turystów do korzystania z tej komunikacji, ale powiem Wam: strach się bać, nie mówiąc o zapachach oddechowych podróżujących. Ale co zobaczyliśmy, to nasze! 

Warto jednak będąc w Czerniawie zwrócić uwagę na Czarci Młyn. Należy wysiąść na jednym z przystanków, właśnie koło tej atrakcji i zwiedzić go.





Jest to świetnie zrewitalizowany młyn wodny z 1890 roku, charakterystyczny dla budownictwa wznoszonego wtedy na pograniczu śląsko-czeskim. Odbędziemy tu podróż w czasie „od ziarenka do bochenka”, bowiem w budynku znajdują się oryginalne maszyny i urządzenia będące na wyposażeniu młynów gospodarczych budowanych w nowoczesnym, jak na ówczesne czasy, systemie amerykańskim.





Transport zboża był tam całkowicie zmechanizowany, a napędzało go ogromne nasiębierne koło wodne o średnicy 6,5 metra, nieliczne tego typu w tych rejonach, a jego replikę możemy tu obejrzeć.



W młynie znajdziemy też piekarnię z piecem chlebowym na drewno. Zwiedzanie odbywa się tylko z przewodnikiem, bardzo sympatyczną dziewczyną, od której dowiemy się wielu ciekawostek i usłyszymy okoliczne legendy, np. tę o młynarzu, który zaprzedał duszę diabłu, dlatego taka nazwa młyna.



Bilety kupuje się Małym Domku znajdującym się obok, a zwiedzanie odbywa się o pełnych godzinach. To fajna podróż w czasie, kiedy ogromną wartością była produkcja mąki i wypiek chleba!





Dodatkowo, w czasie naszego pobytu, udostępniona tam była wystawa Dawne Zawody w Miniaturze wypożyczona z Muzeum Domków dla Lalek w Warszawie. Ilość detali w takim maleńkim domku to prawdziwy majstersztyk jego twórcy. Można patrzeć z otwartą buzią i patrzeć… Sami zobaczcie!




DOM MODYSTKI


DOM ZIELARKI


Świeradów-Zdrój ma jeszcze wiele innych, ciekawych miejsc i rzeczy do obejrzenia. Aż dziw bierze, że tak dużo atrakcji mieści się w tak niedużym miasteczku!!! A ciągle rozbudowująca się miejscowość oferuje coraz więcej, choćby luksusowe apartamenty i hotele. Dla każdego, coś interesującego!


HOTEL BUCZYŃSKI

HOTEL ST LUKAS

Objechaliśmy też ciekawe miejscówki w okolicy, jak Lubomierz Kargula i Pawlaka, polecany przez Stokrotkę, Zamek Czocha, zajrzeliśmy do Gryfowa Śląskiego i Mirska. A w drodze powrotnej spacerowaliśmy po Ogrodzie Japońskim Siruwia. I o nim będzie kolejny wpis!