Trasą A4 przez Saksonię przejeżdżałam kilkakrotnie. To
malownicza droga, pofalowana i zielona, a z prawej i lewej usadowione są
malownicze miejscowości. Już od pierwszego przejazdu moją uwagę zwróciła
szczególnie jedna - ta z wieloma wieżami położona na wzgórzu. Okazało się, że jest
to miasto, które ma wiele wspólnego z naszą polską przeszłością, jeszcze z
czasów panowania Bolesława Chrobrego. Położone jest zaledwie 50 kilometrów od
granicy i nazywa się Budziszyn, po niemiecku Bautzen, a po
serbołużycku swojsko brzmiąco - Budyšin. O Serbołużyczanach będzie w
dalszej części. Wiedziałam, że kiedyś tam zawitam, bo to miasto z przeciekawą,
odległą historią oraz mnóstwem zabytków.
Budziszyn to najważniejsze miasto Górnych
Łużyc, intrygującej geograficzno-historycznej krainy położonej na
terenie Niemiec i Polski. Do dziś jest ich historyczną stolicą. Od przeszło
tysiąca lat żyje na tych ziemiach naród słowiański – Serbołużyczanie,
który trwa dzielnie, pomimo przeciwności losu, w swej coraz skromniejszej
społeczności przez wieki kultywując zwyczaje i język, jakże podobny do naszego.
Znajdziemy tego przykłady na dwujęzycznych tablicach informacyjnych, w nazwach
ulic czy budynków użyteczności publicznej, bo po latach niemieckich
prześladowań i zakazów serbołużycka tożsamość i kultura odradza się i wybucha z
nową siłą sprawiając, że ożywają ich dawne opowieści i tradycje.
Znając nieco przeszłość miasta położonego uroczo na skarpie, po
obu stronach rzeki Sprewy, wkraczamy w jego uliczki i zauważamy, że ta
przeszło tysiącletnia historia wyłania się niemal z każdego miejskiego
zakamarka, choć pod koniec drugiej wojny miasto było bardzo mocno zniszczone i
widać wiele nowej zabudowy. Nie jest ono duże, wręcz nawet kameralne, ale
imponujące zabytki i kolejne punkty widokowe, jeden ładniejszy od drugiego,
wręcz zniewalają. To wybitne turystycznie miasto, choć nie oblegane przez
zwiedzających. Może na szczęście! Trzeba jeszcze dodać, że oprócz polskiej przeszłości,
były tu jeszcze rządy niemieckie, czeskie i węgierskie, stąd zabytki są przeróżne
i z różnych okresów.
Najładniejszą panoramę starego budziszyńskiego miasta widzimy z
przecinającego dolinę Sprewy Mostu Pokoju, jednego z największych
kamiennych mostów łukowych w Saksonii. Widać to na pierwszym zdjęciu wpisu. Są
tu potężne mury obronne z masywnymi basztami i wieżami, wieże ciśnień,
kościołów, ratusza i wreszcie zamek Ortenburg. To niezwykle fotogeniczne
miejsce!
Wspominałam, że miasto przyciąga wzrok z daleka wieloma wieżami.
Jest ich w panoramie Budziszyna
kilkanaście i służyły różnym celom. Są więc stare wieże obronne, dawne zamkowe,
nowsze wieże ciśnień i takie, które służyły do obserwacji i wskazywały czas. Te
najstarsze zbudowano w średniowieczu i noszą dziś nazwy Garbarska, Młyńska i
Rybacka. Dziś kilka z nich można zwiedzać, choćby Krzywą Wieżę z bardzo
ozdobnym hełmem dobudowanym po pożarze. Jest ona odchylona ponad metr i ma
platformę widokową, więc można podziwiać stąd miasto. W kolejnych mieszczą się muzea,
kawiarenki, pensjonaty, a nawet kaplica.
Budziszyn ma też zamek – zamek Ortenburg. Pierwszy
wzniesiono tu tysiąc lat temu i to w nim podpisano pokój między Niemcami a
Polską w 1018 roku. Ten, który dziś oglądamy zawdzięczamy węgierskiemu królowi
Maciejowi Korwinowi (XV w.), choć po zniszczeniach wojny 30-letniej otrzymał
reprezentacyjne i wyróżniające go renesansowe szczyty, które dodali Wettynowie.
Wygląda bardzo przyjemnie, ale podczas naszego pobytu w mieście trudno było
dostrzec go w całej okazałości, bowiem plac obok pałacu zastawiony był scenami
na jakieś lokalne święto.
Kilka kroków od zamku, przekraczając kolejną miejską bramę,
znajdziemy się w magicznym miejscu. Przy murach obronnych stoją romantyczne
ruiny dawnego kościoła św. Mikołaja. Wybudowano go w XV wieku, ale dwa
wieki później, podczas wojen, został zniszczony. Stan ten trwa do dziś, a
magiczne jest to, że w jego ruinach znajduje się… cmentarz. A pochówki odbywają
się tam do dziś. Panuje tu niezwykły klimat i spokój, choć to środek miasta.
Gdy przejdziemy kilka kroków w stronę kolejnych wież znajdziemy
się w centrum starego miasta. Pierwsza wieża należy do ratusza, który w
swej historii był kilkakrotnie przebudowywany. Dziś przyciąga wzrok przyjemną
ozdobną, żółtą elewacją oraz wieżą zegarową z aż trzema zegarami. Jeden z nich
– słoneczny pamięta jeszcze czasy średniowieczne.

Zaraz obok ratusza stoi jeden z najciekawszych zabytków miasta – katedra św. Piotra. Choć zbudowano ją osiemset lat temu, to obecny wygląd nadano jej w XV wieku. Wygląd świątyni jest okazały, ale najciekawsze jest to, że to najstarsza i jedna z niewielu dwuwyznaniowych (symultanicznych) świątyń w Niemczech. Od 1524 roku modlą się w niej protestanci i katolicy.
Każdy ma w niej swoje miejsce, bowiem podzielono ją na dwie
części, tak by każde wyznanie mogło odprawiać msze według swojego obrządku. Katolicy
modlą się przy prezbiterium z marmurowym ołtarzem, pozostała część kościoła
należy do ewangelików. Wnętrze jest przyjemne, jasne z wieloma kolumnami i
ozdobnymi sklepieniami. Całości dopełniają drewniane elementy wystroju, czyli ołtarze,
obrazy, stalle w prezbiterium, wspaniałe empory i misterna loża księcia Jana
Jerzego III Wettyna (który nigdy w niej nie zasiadał). Obie części posiadają
własne organy. Pierwszy raz widziałam tego typu świątynię i cieszę się, że od
ponad pięciuset lat różne wyznania żyją w kooperatywie, czyli można!
Skoro wspominałam ratusz, to znaczy, że jesteśmy już na budziszyńskim
rynku. Nie jest on duży, ale to nie ma znaczenia, bowiem obstawiony jest wspaniałymi
kamienicami, z kolorowymi zdobieniami i misternie rzeźbionymi portalami. Niektóre
z budynków posiadają zachowane elementy nawet z czasów średniowiecznych. Podobna
zabudowa towarzyszy nam w uliczkach pobocznych prowadzących do wspomnianych atrakcji
miasta. Wszędzie mnóstwo kawiarenek, restauracji, pensjonatów i sklepików.
Trzeba wspomnieć jeszcze o jednej miejskiej ciekawostce. Otóż
Budziszyn słynie z produkcji musztardy. Przy rynku jest sklep oraz Muzeum
Musztardy, ale można także zobaczyć tu, jak wygląda proces jej powstawania.
Stare wnętrza sklepu zapraszają do poznania historii, ale można także
popróbować różnych jej smaków. A jest ich tutaj całe mnóstwo, o czym byście nawet
nie pomyśleli: z majerankiem, piwem, czosnkiem, pomarańczą, maliną, wiśnią…
Trzydzieści rodzajów!
Z racji ograniczonego czasu na zwiedzanie Budziszyna
pominęłam wiele jego atrakcji. Wspomnieć jednak muszę, że wśród wielu innych
muzeów znajdziemy tutaj Serbskie Muzeum, w którym zapoznamy się z
serbołużycką historią regionu. Podobno bardzo ciekawie wykonane i można je
zwiedzać z audioprzewodnikiem po polsku.
I to tyle o tym ciekawym i z niezwykłą przeszłością mieście. Na
pewno za bardzo się nie zmęczycie zwiedzając jego zakamarki, ale wiele z nich
to naprawdę wspaniałe pocztówkowe ujęcia!



































Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie jesteś zarejestrowanym użytkownikiem komentuj jako użytkownik anonimowy. Możesz wtedy dodać swój podpis i wszystko OK. Dziękuję też wszystkim komentującym za odwiedzenie mojego boga:)