Wszyscy wiedzą, że zajączek jest jednym
z symboli Świąt Wielkanocnych. Przynosi
wiosnę, prezenty i to podobno on pierwszy zobaczył Zmartwychwstałego Jezusa,
bowiem śpi przecież z otwartymi oczami! Więc dzisiaj zapraszam Was na nietypową
wycieczkę! Niedaleką, bo wystarczy przejść na drugi koniec ogródka i już
jesteśmy u celu. Tym miejscem jest nasza królikarnia, a w niej miłości mojego
męża – króliczki. Ale nie byle jakie, tylko takie ogromne, sympatyczne i
wystawowe. No i szarobrązowe, podobne do zajączków, więc dziś mogą je zastąpić
w składaniu życzeń wielkanocnych.
Już wiele lat temu mąż pokochał duże rasy
królików, więc hoduje olbrzymy belgijskie. Pewnie niewielu o niech słyszało, bo
to trudny w hodowli i długo rosnący gatunek, w porównaniu z tymi mniejszymi. Ale
ta rasa została wyhodowana dawno, bo już w 1825 roku we Flandrii, w Belgii,
stąd ich nazwa. Najpierw były to olbrzymy o szaro-brązowej pokrywie włosa
(olbrzym szary), zbliżonej do dzikich królików.
Dziś wśród olbrzymów są również takie,
które mają genotyp żelazisty, żółty, niebiesko-szary, czarny, niebieski czy
szynszylowaty. Są też olbrzymy białe czy srokacze. Warto się wybrać na jedną z
wystaw królików rasowych, których w Polsce odbywa się wiele, aby zobaczyć ogrom
ras, wielkości i kolorów królików. W pierwszy weekend września ma się taka
odbyć w Koninie. Jeśli na wystawie jest kilkaset sztuk kolorowych zwierzątek,
to – mówię Wam – nie wiadomo co oglądać! Wrażenia niezapomniane!!!
Mąż też hoduje takie, które można
wystawiać, choć nie każdy osobnik się na wystawę nadaje. Są określone parametry
i wymagania, które musi taki królik spełnić. Dorosłe olbrzymy ważą od 6 do
nawet 11 kilogramów (!), muszą mieć sterczące uszy o długości ok. 20 centymetrów,
równe pokrycie i wiele innych cech, które zdecydują o jego punktacji na
wystawie i ewentualnej wygranej, która jest dla hodowcy, niestety, tylko
prestiżem.
Nasze zwierzątka zdobyły już sporo
pucharów za wygrane w różnych kategoriach z czego mąż jest bardzo dumny, bo
poświęca im mnóstwo czasu i uwagi. Jeździ z nimi na różne pokazy. Chętnie też
odwiedzają je dzieci z miejscowej szkoły. Sam osobiście wychował wiele
maluszków, którym zmarła mama. Czasem niestety tak się dzieje. Mąż wtedy
przygotowuje im specjalnie dobrane mleko, bierze strzykawki (oczywiście bez
igły) i każdego małego króliczka karmi dwa razy dziennie. Jaka radość, gdy
przeżyją i pięknie wyrosną!!! To jest pasja i piękne hobby! Mąż mówi, że bardzo
uspokajające hobby.
Nasze zwierzątka karmione są
ekologicznie, żadnych gotowych pasz, tylko zboże, sianko, płatki zbożowe
gniecione na własnej gniaciarce, gotowane ziemniaki, marchew, buraki pastewne,
rośliny okopowe i zioła (zimą suszone). Zajmuje to więcej czasu, ale kiedy
jakiś osobnik nie nadaje się na wystawę, ma jakiś feler i „nie rokuje”, wtedy
go jemy. Również po to je hodujemy. Pewnie powiecie, że to smutne tak
postępować z członkami rodziny (tak też mówią znajomi), ale takie jest życie –
jesteśmy mięsożerni, a nasze mięso jest ekologiczne i bardzo smaczne. I wiemy,
co jemy!
A teraz,
jak już się pochwaliłam naszymi osiągnięciami, właściwie osiągnięciami mojego
męża (choć ja i syn też pomagamy, czyli bardziej wspieramy), to możecie przyjąć
najlepsze życzenia z okazji Świat Wielkanocnych od nas i naszych
króliczków-zajączków. Dużo siły do przetrwania nadchodzących dni, ciągłej wiary
i niepoddawania w wątpliwość, że życie będzie jeszcze piękniejsze! A prezentem niech będą zdjęcia naszych
pięknych pupilków. Prawda, że cudne!