30 sierpnia, 2025

Zamek Królewski w Rydzynie.

 

Rydzyna to wielkopolskie miasteczko leżące niedaleko Leszna posiadające odległą i ciekawą historię. Odwiedziliśmy ją w majowy weekend. Już sam wjazd do zadbanego miasta zwiastował ciekawe doznania. Ale do odwiedzin Rydzyny zachęcił mnie przede wszystkim znajdujący się tutaj zamek i to zamek nie byle jaki, bo królewski.



Okazuje się bowiem, że pod koniec XVII wieku tereny te kupili przodkowie późniejszego króla Polski Stanisława Leszczyńskiego. Wznieśli tu wspaniałą siedzibę na gotyckich murach zamku twórcy miasta Jana z Czerniny Rydzyńskiego. Dokonali tego znamienici włoscy architekci Józef Bellotti (sprowadzony przez Leszczyńskich z Włoch) i Pompeo Ferrari. Początkowo była tu letnia rezydencja Leszczyńskich, ale po pożarze siedziby rodu w Lesznie zamieszkali w nim na stałe. Już wtedy, wraz z parkiem i przyległymi terenami, była najokazalszą rezydencją magnacką w Wielkopolsce ze wspaniałymi sztukateriami i freskami zdobiącymi sale paradne. To tutaj prowadzono rokowania między stronnikami Leszczyńskiego a Sasami, a parę lat później August II Mocny przyjmował tu posłów tureckich i rosyjskich.



Król Stanisław Leszczyński rezydował w zamku w latach 1705-1709. Po utracie korony udał się na emigrację, a zamek sprzedał księciu Aleksandrowi Józefowi Sułkowskiemu, szambelanowi Augusta III.  Ten przebudował zamek (okazuje się, że wygląd miasta też jemu zawdzięczamy), a architektem prac był Karol Marcin Franz, później Ignacy Graff z udziałem Dominika Merliniego. Zamek dostał wtedy nowe dachy, rokokowy wystrój elewacji oraz okazałe główne wejście.



Książę Aleksander Józef sprzedał pałac w Dreźnie i wszystkie swoje wspaniałe meble, kolekcje obrazów i porcelany przewiózł do Rydzyny tworząc w ten sposób jeszcze wspanialszą rezydencję, w której przyjmował królów i arystokrację. Prace nad rozbudową i udoskonalaniem siedziby kontynuował jego syn i kolejni ordynaci rodu Sułkowskich. 



Największej chwały nazwisku przydał nieprzeciętnie zdolny Józef Sułkowski, adiutant Napoleona, który poległ bohatersko podczas kampanii w Kairze. Pod koniec XVIII wieku rezydencja była głównym ośrodkiem kulturalnym i wspaniałym ośrodkiem edukacji w Wielkopolsce (teatr dworski Sułkowskich i gimnazjum księży pijarów). W okresie międzywojennym swą siedzibę miało tu eksperymentalne gimnazjum i liceum im. Sułkowskich, które działało w oparciu o statut Ordynacji. Wyszło z niego wielu światowej sławy naukowców i pisarzy.



Ostatni z książąt (szósty ordynat Antoni) zmarł bezpotomnie w 1909 roku, a jego dobra przejęły władze pruskie. Do Polski powróciły po zakończeniu pierwszej wojny. W czasie kolejnej wojny byli tu Niemcy, a po wyzwoleniu zamek spalili Rosjanie, Podobno palił się przez trzy dni i nie pozwolili go ugasić. Po wojnie przejęło go Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Mechaników Polskich, które go odbudowało na podstawie zachowanej dokumentacji fotograficznej z okresu międzywojennego i do dziś jest jego właścicielem. Za swoją pracę i zaangażowanie otrzymali wiele nagród.

Dziś jest tu muzeum i hotel z restauracją, a odtwarzanie wspaniałych detali zamkowych trwa właściwie do teraz. To tyle tego przydługiego wstępu, ale historia miejsca i ludzi, którzy tu mieszkali jest tak ciekawa, a mało kto o niej słyszał, że po prostu trzeba o tym napisać.



Dojeżdżamy do rynku, który zabudowany jest barokowymi i neobarokowymi kamieniczkami. Na zachodniej pierzei widzimy ratusz z drewnianą wieżą pochodzący z połowy XVIII wieku. Pośrodku rynku, przez które prowadzi dziwne rondo stoi wotywna kolumna św. Trójcy upamiętniająca epidemię dżumy z początków XVIII wieku. Układ miasta pochodzi też z tego okresu i jest promienisto-osiowy, a jedna z ulic (Zamkowa) łączy się z zamkiem. I w nią skręcamy.






Zostawiamy auto na dużym parkingu przed zamkiem i jeszcze na chwilę zaglądamy do stojącego nieopodal kościoła. Ten powstał, tak jak zamek i miasto, z fundacji księcia Aleksandra Józefa Sułkowskiego i nosi wezwanie św. Stanisława, choć główny ołtarz poświęcony jest św. Trójcy. Jego wystrój pochodzi jednak z późniejszych lat.




Wracamy do zamku otoczonego do dziś fosą. Tego majowego dnia przyjemnie koncertowały w niej dziesiątki żab. Przez paradne wejście wchodzimy teraz w pałacowe wnętrza. Na wprost widzimy czworokątny zamkowy dziedziniec opleciony o tej porze bluszczem. Po lewej jest klimatyczna restauracja U króla Stanisława, po prawej, w recepcji kupujemy bilety i z informatorem dla zwiedzających (można też z przewodnikiem) idziemy szeroką klatką schodową na drugie piętro, gdzie odtworzono sale nawiązujące do przekazów historycznych, bowiem dawne, przebogate wyposażenie uległo rozproszeniu jeszcze przed pierwszą wojną. Dziś zamkowe kolekcje to meble z epoki, rzeźby, zabytkowe ryciny, zbiory przyrodnicze i pamiątki po Sułkowskich. Ale do zamku przyjeżdżamy po to, aby obejrzeć i podziwiać wspaniałą architekturę wnętrz z niezwykłymi sztukateriami i freskami.


 




SALA POSĄGOWA.

Przechodzimy do niej z klatki schodowej i widzimy duże okno balkonowe, rzeźby greckie i marmurową posadzkę z wyciśniętymi muszlami i roślinami. Nie ma tego wiele, ale i tak jest tu ładnie.



SALA MYŚLIWSKA.

Ta znajduje się po lewej stronie. Są tu różne niezwykłe trofea myśliwskie, z których najciekawsza jest skóra słonia w kształcie kontynentu afrykańskiego.



SALA RYCERSKA.

Dalej jest Sala Rycerska i tu już widać ciekawe sztukaterie przysufitowe, nawet przy pięknym kominku. W jednej z gablot eksponowane są przedmioty pozyskane z badań antropologicznych szczątków rodziny Sułkowskich. Trochę to makabryczne, ale przynajmniej zostaną zachowane: są to buty kawaleryjskie, elementy munduru generalskiego, a także kobiecy całun. Są tutaj też portrety rodzinne i przedmioty użytkowe z bardzo interesującą zastawą stołową.





GABINET KRYSZTAŁOWY.

Do niego wchodzi się z rogu Sali Rycerskiej. To w nim zachowały się oryginalne fragmenty sztukaterii zachowane po pożarze zamku. Obecnie znajduje się tu wystawa monet polskich od najdawniejszych czasów.






SALA WIELKA ALKOWA.

Przechodzimy do niej z Sali Rycerskiej i od razu jesteśmy pod wielkim wrażeniem, bo mamy przed oczyma niezwykłą dekorację sztukateryjną, która została ukończona dopiero przed kilkoma dniami (maj 2025). Odtworzenie jej trwało dość długo, bo dzieło niezwykłe i na pewno kosztowne. Kiedyś była tu sypialnia króla, potem teatr dworski, a jedną część od drugiej oddziela kamienna kotara podtrzymywana przez amorki. Wzory i kolory robią ogromne wrażenie!




SALA CZTERECH PÓR ROKU.

Ta znajduje się po drugiej stronie Sali Posągowej. Tu przepiękne sztukaterie sufitowe personifikują pory roku: lato - Demeter, jesień – Dionizos, wiosnę – Flora a zimę - Eol. Dekoracja kominka to lew i lwica symbolizujące władzę, a płaskorzeźba przedstawia ojca króla – Rafała Leszczyńskiego. Wisi też tu portret Stanisława Leszczyńskiego i jego wnuczek.





SALA MORSKA.

Dalej przechodzimy do sali, która posiada jedno z najpiękniejszych wnętrz w Polsce – podwodne królestwo Posejdona obejmuje całe sklepienie! Oczywiście jest to również rekonstrukcja. Przytoczę wpis z Informatora: ośmiokątną fasetę obiega dołem gzyms, udekorowany fryzem ze stylizowanych muszli i wodnej roślinności. W narożach duże, dekoracyjne muszle, a przy nich na przemian parami: konie morskie i grupy trytonów. Ilość szczegółów i sposób wykonania dekoracji są fantastyczne!




GABINET CHIŃSKI.

Wchodzimy do niego z rogu poprzedniej sali i widzimy imponującą kolekcję motyli z całego świata oraz muszli i koralowców przywiezionych z Afryki. Jest tu także kolekcja lamp naftowych. Wracamy i przechodzimy do kolejnego imponującego pomieszczenia.


 



SALA BALOWA.

Ta jest największa ze wszystkich sal zamkowych. Ma 12 metrów wysokości, a jej sklepienie pokrywa ogromne malowidło przedstawiające ślub pierwszego z Sułkowskich w otoczeniu postaci mitologicznych. Dookoła sali stoją korynckie kolumny. Bal w takim pomieszczeniu na pewno należał do niezapomnianych.




DALEJ…

Na koniec obchodzimy zamek dookoła, by przyjrzeć się zdobionym ścianom oraz oryginalnym freskom odkrytym pod tynkiem podczas remontu. Podziwiamy okazały starodrzew i duży park, dziś już nieco dziki oraz dwie klasycystyczne półkoliste oficyny zamykające dziedziniec. W parku żegnamy się z królem Stanisławem i pełni niezwykłych wrażeń jedziemy na spotkanie z kolejnym wielkopolskim zamkiem.










Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca!


22 sierpnia, 2025

Wakacje nad morzem. Pobierowo i okolice.

 

Z serii prezentacji wakacyjnych miejscówek nad polskim morzem opisuję dziś Pobierowo oraz przylegające do niego wypoczynkowe miejscowości. Z jednej jego strony leżą: Pustkowo oraz Trzęsacz, z drugiej Łukęcin. Pierwsze trzy znajdują się w gminie Rewal, zaś Łukęcin w gminie Kamień Pomorski. Odwiedziłam je w lipcu, a Ci którzy na blog zaglądają wiedzą, że moim planem jest odwiedzić jak najwięcej miejsc nad polskim morzem, a może dam radę wszystkie? Dziś więc rekomendacja kolejnych.




Cechą wspólną tych miejscowości jest to, że wybrzeże jest tu klifowe, czasem bardzo mocno, i zejście na plażę może stanowić dla niektórych wyzwanie. Najczęściej są to schody, choć są też zjazdy techniczne. Ale zachody słońca są wszędzie bajeczne!






POBIEROWO.

Pobierowo jest z wymienionych największe, większe niż gminny Rewal, i ma średniowieczną metrykę, ale wsią wypoczynkową jest od początków XX wieku. Dziś są tu także ośrodki sanatoryjne leczące solanką i borowinami. Jego zabudowania położone są w pachnącym lesie, najczęściej sosnowym, więc dołączając morską bryzę klimat jest wspaniały. Nie dziwi więc dlaczego jest tu tyle ośrodków wypoczynkowych oferujących turystom  różnorodny standard pobytu, z budowanym jeszcze ciągle, największym w kraju, hotelem Gołębiewski.











Wypoczywających w Pobierowie od plaży oddziela niezbyt szeroki pas lasu oraz wspomniane wysokie wydmy. Jeśli już je przejdziemy, to zobaczymy długą plażę, ciągnącą się przez całą miejscowość, czyli cztery kilometry. W większości jest ona strzeżona i wielokrotnie odznaczana Błękitną Flagą. Część jej jest szeroka i piaszczysta, jak ta środkowa, część węższa. Jedna trzecia zaś, od strony zachodniej, ma sporo wyrzuconych kamieni, co zdecydowanie utrudnia spacer, wejście do morza i kąpiel w nim.






My z jej końca spacerowaliśmy na środkową część, gdzie morze jest najprzyjemniejsze do kąpieli. Widać, że turyści lubią Pobierowo, bowiem w lipcu, kiedy my tam przyjechaliśmy było wielu turystów, choć nie można tego nazwać tłumami. Pogoda sprzyjała wypoczynkowi, więc spędziliśmy wspaniały tydzień.




I byłabym zapomniała – wiele ośrodków przyjmuje zwierzęta, więc dla wyjeżdżających z psami, to dobra wiadomość. Widać spacerujące je po okolicy i po plaży, co niekoniecznie wszystkim może odpowiadać.

PUSTKOWO.

Rowerami objechaliśmy też sąsiadujące miejscowości. Pierwsze było oddalone o trzy kilometry Pustkowo. Pierwsza wzmianka o nim pojawia się w dokumentach kościelnych z 1159 roku, kiedy to książę Racibor nadał te ziemie klasztorowi na wyspie Uznam. Potem był wioską rybacką, która przekształciła się w letnisko. Jest to nieduża osada, mieszkańców ma niewielu, ale wiele ośrodków wypoczynkowych, domków campingowych i pól namiotowych. Już od wjazdu widać, że miejscowi o nią dbają. Jest dużo kwiatowych skwerków i zadbanej zieleni.






Na plażę prowadzą schody i zjazd dla wózków. Pas lasu i wydm nie jest szeroki, a plaża bardzo przyjemna, piaszczysta i szeroka, dzięki przeprowadzonym pracom refulacyjnym (czyli wybieranie piasku z dna morza i przenoszenie go na plażę). Kąpielisko jest strzeżone na długości dwustu metrów. I nie było zatłoczone.






Przed wejściem na plażę znajduje się kolejne bardzo przyjemne miejsce. To Park Przyjaciół Pustkowa. Stoi tu żelazna replika krzyża z Giewontu - Bałtycki Krzyż Nadziei, który ma wysokość 20 metrów. Są tu zadbane krzewy, rabaty kwiatowe, alejki wśród drzew i place zabaw. A kostka brukowa jest ułożona tak, aby przedstawiała układ słoneczny. Znajdziemy tu też wmurowane płyty z kolejnych motocyklowych pielgrzymek na Jasną Górę.







TRZĘSACZ.

Trzęsacz jest chyba najbardziej popularny z wymienionych miejscowości, ze względu na romantyczne ruiny średniowiecznej świątyni.





Już od wjazdu do tej niedużej, ale bardzo historycznej miejscowości oznaczenia kierują nas właśnie do tej atrakcji. Dziś widać, że miejscowość się rozrasta. Powstają nowe miejsca wypoczynku dla przyjeżdżających turystów, ale to też miejsce nie dla każdego, bowiem klif jest tu najwyższy (12-15 m) i prowadzą do niego tylko wysokie schody.




Plaża jest raczej piaszczysta, długa i w miarę szeroka, ale ze względu na  trudną dostępność nie jest zatłoczona, co może być zaletą. Ja się bardzo cieszę, że tam dotarłam, bowiem obok ruin prowadzi wzdłuż klifu ścieżka, więc widoki stąd są pierwsza klasa.






A sam kościół pw. św. Mikołaja, którego został tylko fragment, wybudowano pośrodku wsi na przełomie XIV/XV wieku. Stał wtedy prawie dwa kilometry od morza. Proces zabierania brzegu przez morze spowodował, że świątynia została powoli przez nie zniszczona. Dziś został tylko fragment południowej ściany, ale zabezpieczono ją już przed całkowitym zniszczeniem.








Obok zbudowano zejście na plażę, która w sezonie jest w tym miejscu strzeżona oraz platformę widokową. Z niej mamy wspaniały widok na ruiny.





ŁUKĘCIN.

Łukęcin położony jest trzy kilometry od Pobierowa od strony zachodniej. Kiedyś był wioską rybacką, dziś to też nie jest duża miejscowość, ale posiada starszą i zupełnie nowoczesną bazę turystyczną.






Leży w sosnowym lesie, więc posiada wspaniały mikroklimat. Nad morze prowadzi dość długie przejście, więc taki zapachowy spacer jest przyjemnością. Jednak miejsce nie jest dla każdego, bowiem nie tylko długie przejście przez las może być przeszkodą, ale i zejście po schodach na plażę.




W dodatku część jej jest pokryta kamyszkami. Przy zejściu jest platforma widokowa, a w jej pobliżu latem wyznaczone jest kąpielisko.








NA KONIEC…

Wymienione miejscowości mają wspaniały mikroklimat, można tu się fantastycznie zrelaksować. Pamiętać tylko należy, że w wakacje w soboty jest wymiana turnusów i drogi wyjazdowe są mocno zatłoczone. Podobnie jak trasa S3 w kierunku Szczecina, na którą wjechaliśmy za Kamieniem Pomorskim, bowiem w Szczecinie odwiedzaliśmy rodzinę. A o Kamieniu Pomorskim będzie osobny wpis. I ciekawa jestem czy też będziecie pod urokiem tego historycznego miasta, jak ja.

Na pożegnanie jeszcze jeden bajeczny zachód słońca!