28 lutego, 2022

Muzeum Technik Ceramicznych w Kole i inne atrakcje miasta.

 

U mnie, za oknem, bardzo nieciekawa zima, więc wzięłam sobie za cel odwiedzanie ciepłych i jasnych wnętrz okolicznych muzeów. Moje najbliższe, Muzeum Okręgowe w Koninie-Gosławicach (tutaj) odwiedzałam i opisywałam już wielokrotnie, więc teraz przyszedł czas na te trochę dalsze: Muzeum Miasta Turku im. Józefa Mehoffera (tutaj), Muzeum Technik Ceramicznych w Kole oraz Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie. Pierwsze już przedstawiałam, a dziś pokażę wam to przedostatnie.



Koło to wielkopolskie miasto lokowane przez Kazimierza Wielkiego, który pobudował tu jeden ze swych licznych zamków. Zamek zabezpieczał przeprawę przez Wartę. Do dziś stoją tylko jego ruiny. Pozostały jednak inne ciekawe zabytki.



Najstarszy to kościół parafialny Podwyższenia Krzyża Świętego zbudowany na podstawie dyspozycji królewskich zawartych w akcie lokacyjnym z 1362 roku. Choć przebudowywany później wielokrotnie zachował swój gotycki wygląd. Wnętrza również posiadają wiele dawnych cech, jednak piękna, kolorowa polichromia powstała na początku XX wieku.









Obok jest kościół i klasztor bernardynów. Choć przybyli oni do Koła w XV wieku, to obecne zabudowania klasztorne pochodzą z czasów późniejszych. Odbudowano je po licznych zniszczeniach, w tym spowodowanych wylewami Warty, w XVIII wieku. Stąd dziś widzimy inny wygląd świątyni i jej bogaty, barokowy wystrój. Zdjęcia obu wnętrz robiłam tylko zza ich krat.







Ozdobą miasta jest też klasycystyczny ratusz, przebudowany i rozbudowany po zniszczeniach na podstawie planów wybitnego ówczesnego architekta Henryka Marconiego. Wcześniej stał tu gotycki, pobudowany na początku XVI wieku, kiedy Aleksander Jagiellończyk darował miastu plac i wydał przywilej jego budowy. Wnętrza zachowały jednak liczne dawne elementy. Dziś ma ozdobną fasadę i charakterystyczny dla stylu portyk z czterema kolumnami, na którym jest balkon. Na tympanonie znajduje się herb miasta – koło wozowe z ośmioma szprychami i dwoma fortecznymi wieżyczkami. Z jasną elewacją budynku kontrastuje czerwona, wysoka wieża, która kiedyś pełniła funkcje więzienia. W okresie letnim można się na nią wspiąć i podziwiać miasto oraz okolicę.









W czasie kiedy przebudowywany ratusz nabierał blasku, w mieście pojawiła się spolonizowana rodzina Freudenreichów o austriackich korzeniach, która zmieniła jego oblicze na zawsze. Nie tylko wygląd, ale i status społeczny. Koło w tym czasie było typowym, niewielkim prowincjonalnym miasteczkiem przy zachodnich granicach wpływów rosyjskich, zamieszkiwanym przez Polaków, Żydów i Niemców. Józef Freudenreich zapoczątkował tu przemysłową produkcję ceramiki, czym miasto rozsławił. Jego produkty charakteryzowały się bardzo wysoką jakością i zdobywały wiele nagród. Fabrykę rozbudowywał też jego syn, a później wnuk – Czesław.






POMNIK CZESŁAWA W HOLU KOLSKIEGO RATUSZA.

Ten ostatni był nie tylko fabrykantem, ale i społecznikiem oraz wielkim polskim patriotą. Miał wiele pasji: teatr, w którym chętnie występował, śpiew, literaturę, sport, angażował się w działalność oświatową i dobroczynną, bronił z bronią w ręku swego kraju. Zginął rozstrzelany w Koninie przez Niemców, wraz z córką, która była równie utalentowana, co oddana sprawie Polski. Czesław Freudenreich był człowiekiem pracowitym, budzącym  zaufanie i cieszącym się szacunkiem wśród robotników. Wprowadzał nowe asortymenty produktów, nowe wzory, i dekoracje, zdobywał nagrody w kraju i za granicą. Jako trzeci właściciel fabryki zgromadził ich okazały zbiór i zainicjował powstanie kolskiego muzeum. Dziś zbiory z tamtych czasów możemy oglądać na poddaszu ratusza, który jest częścią Muzeum Technik Ceramicznych. Są tam też informacje o historii fabryki i tej niezwykłej rodzinie. Wszystkie pamiątki są pięknie wyeksponowane i opisane. Ciekawie też o nich opowiada przewodnik po muzeum. I znów dowiedziałam się czegoś naprawdę interesującego!













Fabryka kolska, już znacjonalizowana, działała również po wojnie.  Wyroby z tego okresu oglądałam na czasowej wystawie „Pasja i talent. Artystyczny charakter fajansu” w Muzeum Technik Ceramicznych, które znajduje się w niewielkiej i niezbyt ciekawej XIX-wiecznej kamienicy znajdującej się w bocznej uliczce (ul. M. Kajki 44) naprzeciw ratusza. Są one już bliższe mojemu pokoleniu, ponieważ można je było spotkać dosłownie w każdym domu. I tak jest pewnie jeszcze do dziś.
























Gdyby kiedyś Wasze kroki skierowały się w te rejony, to informuję, że największe atrakcje Koła znajdują się przy głównej trasie, która kiedyś prowadziła z Poznania do Warszawy. Teraz obok miasta jest obwodnica, a kawałek dalej autostrada A2 i trzeba do centrum wykręcić. Ale warto, bo miejsce ciekawe i z ciekawą, odkrywaną jeszcze historią. Koło ma więcej atrakcji, ale wrócę tu jeszcze latem, dla bardziej fotogenicznych widoków.


Długo powstawał ten wpis. Trudno się myśli przy takim natłoku tragicznych światowych zdarzeń. Zmusiłam się, bo jednak odskocznia musi być, aby nie zwariować…

 

13 lutego, 2022

Huta Szkła „Julia” w Piechowicach.

 

Huta Szkła Julia jest jedną z niewielu działających do dziś hut szkła kryształowego w Polsce. Szkło kryształowe jest wyjątkową odmianą szkła wzbogaconą o tlenki ołowiu, które sprawiają, że takie szkło posiada wyjątkowy blask i możliwość zdobienia go poprzez cięcie diamentem (grawerowanie). Wyroby kryształowe są więc niezwykle atrakcyjne i dość ekskluzywne.




TROCHĘ HISTORII.

Huta Szkła Julia mieści się w Piechowicach, niedużym miasteczku nieopodal Szklarskiej Poręby. Jej historia sięga połowy XIX wieku i jest ściśle związana z dwoma niemieckimi producentami szkła: hutą Josephine ze Szklarskiej Poręby i hutą Fritza Heckerta z Piechowic. Ta pierwsza powstała na polecenie często wspominanego już na blogu śląskiego rodu Schaffgotschów i szybko osiągnęła sukces dzięki wprowadzaniu nowych technik szklarskich i wysokiemu poziomowi artystycznemu. Powstałe tam wyroby były nagradzane na  całym świecie za innowacyjność i potem trafiały na królewskie i arystokratyczne stoły. Pod koniec XIX wieku członek niemieckiej rodziny królewskiej Friedrich Wilhelm Heckert założył konkurencyjną hutę w Piechowicach. Wkrótce swym kunsztem dościgła ona tę w Szklarskiej. Na początku XX wieku połączyły się ze sobą tworząc spółkę i razem wyruszyły na podbój świata. Po drugiej wojnie huta w Piechowicach przyjęła nazwę Julia.

Pod koniec ostatniego stulecia ogłoszono jej upadłość, ale w 2006 roku wykupiła ją polska rodzina i wznowiła produkcję, a większość jej wyrobów znów jest nagradzana i trafia na polskie oraz zagraniczne rynki. Dziś jest jedyną ocalałą pamiątką po wspaniałych tradycjach szklarskich tej części Karkonoszy. Na stronie huty czytamy, że jest jedynym żywym pomnikiem huty Josephine w starych murach huty Fritza Heckerta i w którym splata się historia, piękno szklanych arcydzieł i ręczny proces produkcji!






SPACER PO HUCIE.

Bo dziś ta zabytkowa fabryka dalej wyrabia swoje szklane arcydzieła tradycyjną ręczną techniką, a na dodatek można z bliska podziwiać ten proces, bowiem dostępna jest ona dla zwiedzających. Spacerujemy w przewodnikiem po wszystkich stanowiskach pracy i podglądamy jak wydmuchiwane jest szkło, formowane, szlifowane i zdobione z ogromną precyzją i niesamowitym mistrzostwem. Nie wiem, czy to dla pracowników huty wygodne, że ciągle ktoś kręci się po hali produkcyjnej i podgląda ich pracę. Ale dla zwiedzających to fantastyczna przygoda! Można również, po umówieniu się, uczestniczyć w warsztatach i poznać techniki wytwarzania kryształów.










KRYSZTAŁ WRACA DO ŁASK!

Dziś w ofercie huty znajdujemy kryształowe kieliszki, szklanki, karafki, misy-owocarki, talerze, puchary, świeczniki. Mogą być grawerowane, są też ciekawie malowane, bowiem połączono tu tradycyjne rzemiosło z nowoczesnym designem zdobywającym uznanie i nagrody. Całą ofertę zobaczymy w dwóch sklepach  (również sklep internetowy), które znajdują się na terenie huty. Wyglądają one z całą tą ekskluzywną ekspozycją niezwykle elegancko. Taki zakup to fajny pomysł na prezent lub dla domu. I pomyśleć, że kryształ wraca do łask! Nie na darmo więc odkurzałam swoją kolekcję przez te wszystkie lata, kiedy nie był modny.







W KRYSTALIUM.

Obok jest kawiarenka KRYSZTAŁOWA, gdzie można wypić kawę i zjeść jeden z pysznych deserów, oczywiście, na kryształowym naczyniu. Polecam też znajdujące się obok kompendium wiedzy o zakładzie, czyli KRYSTALIUM, w którym w nowoczesnej, multimedialnej formie opowiedziana jest historia huty i szklarstwa w Karkonoszach. Można tu też na własnych dłoniach poczuć ciężar masy kryształowej, pokolorować szkło czy obejrzeć rodzaje szlifów na kryształach. Zapomniałam dodać, że w hucie można obejrzeć też specjalne lub wyjątkowe projekty, np. ten, na którym wygrawerowane zostały kwitnące migdałowce z obrazu Van Gogha na zamówienie amsterdamskiego Van Gogh Museum, albo ten przygotowany w prezencie dla papieża Franciszka. Niezwykłe doświadczenie!  Warto to wszystko zobaczyć!












KIELICH I KARAFKA ZE SZLIFAMI
MAGNOLII VAN GOGHA.

NA ZAKOŃCZENIE…

Dodam jeszcze, że dojazd do huty w Piechowicach jest łatwy, bo już z głównej drogi dojazdowej do Szklarskiej jest widoczna reklama, dzięki której i my tam trafiliśmy. Nie ma też problemu z parkowaniem, bo jest on dostępny na terenie zakładu, jak i obok niego. Nie wiem, czy jest takie drugie miejsce w Polsce, dlatego gdy Was rzuci w tamte strony, to zajrzyjcie do Huty Szkła Kryształowego Julia w Piechowicach!


06 lutego, 2022

Turek. Śladami Józefa Mehoffera.

 Styczeń – kalendarzowa zima, choć u mnie za oknem tego nie widać. Dalej szaro i buro, więc dzisiejszy wpis przyniesie trochę radości, bowiem jest w nim dużo kolorów. Przenosimy się dziś do Turku.

Turek – nieduże miasto we Wschodniej Wielkopolsce, od początku XII wieku, przez siedem kolejnych stuleci było własnością arcybiskupstwa gnieźnieńskiego. Funkcjonowało dość spokojnie, rozwijało się powoli, a  przyczyniały się do tego powstające tu coraz liczniej cechy rzemieślnicze, handel oraz liczne jarmarki. Sprzyjało temu dogodne komunikacyjnie położenie miasta. W XVI wieku swoje warsztaty posiadali tu krawcy, piekarze, sukiennicy, garncarze i kowale, a na jego terenie było aż 27 karczm! Funkcjonowanie to zakłócały czasem przemarsze wojsk i najazdy, gdy przez nasz kraj przelewały się wojenne zawieruchy. Ale rozwój miasta zahamował dopiero potop szwedzki i późniejsze wojny. Po rozbiorach władze pruskie przejęły majątek kościelny. Do miasta napłynęli wyznawcy innych religii. Nowi osadnicy to Żydzi, a później mieszkańcy Czech i Saksonii, którzy byli w większości tkaczami. Powstały dla nich nowe dzielnice, było coraz więcej manufaktur sukienniczych i wyrobów bawełnianych oraz farbiarni. Miasto było coraz bogatsze. 







Dla swych wyznawców pobudowano bożnicę i kościół ewangelicko-augsburski, który przetrwał do dziś. A na początku XX wieku wybudowano duży neogotycki kościół katolicki, a w dodatku poproszono o jego dekorację uznanego już wówczas krakowskiego artystę – Józefa Mehoffera, ucznia Jana Matejki, przyjaciela Stanisława Wyspiańskiego, profesora i rektora Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Ówczesny proboszcz parafii w Turku - Józef Florczak był też jego przyjacielem, więc wiedział komu powierza wygląd kościoła. 



PORTRET JÓZEFA MEHOFFERA.  Autor: STANISŁAW WYSPIAŃSKI.
 

Józef Mehoffer to czołowy przedstawiciel Młodej Polski. Był twórcą niesamowicie zdolnym i wszechstronnym. Nie ma chyba drugiego takiego wszechstronnego w polskiej sztuce. Studiował w Polsce, Wiedniu i Paryżu poznając tamtejszą architekturę i sztukę, potem swe doświadczenia zamieniał w niezwykłe dzieła. Malował obrazy, portrety, tworzył witraże, polichromię, uprawiał grafikę artystyczną i użytkową, projektował afisze, a nawet banknoty. Uznany jest dziś za mistrza secesyjnej dekoracyjności. I ten popularny artysta, w latach 30-tych ubiegłego wielu, związał się na kilka lat z Turkiem zmieniając losy miasta na zawsze, bowiem kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa oraz Muzeum Miasta Turku im. Józefa Mehoffera są dziś najważniejszymi jego wizytówkami. W 1936 roku artysta został nawet honorowym obywatelem miasta za stworzenie w kościele dzieła sztuki o wielkiej i nieprzemijającej wartości artystycznej i kulturowej, jak czytam na stosownym dyplomie w muzeum. A sam twórca tego dzieła siedzi na ławeczce naprzeciw świątyni i patrzy, jak wychodzą z niego dumni mieszkańcy i zachwyceni turyści.




O niezwykłym wyglądzie wnętrza świątyni słyszałam już od dawna, wybierałam się jednak długo, aż mój apetyt na odwiedzenie pobudziła Mariola z bloga: https://seniorka-z-plecakiem.pl/turek-i-dzielo-jozefa-mehoffera/, która też tam zawitała. Doczytałam, że w mieście jest  też muzeum jego imienia. Pojechaliśmy więc tam w styczniową niedzielę, bo miałam pewność, że kościół jest otwarty, sprawdziłam, że muzeum również. Dwa najważniejsze miejsca, w których malarz zostawił swój wielki, kolorowy ślad.

Zwiedzanie zaczęliśmy od Muzeum Miasta Turku im. Józefa Mehoffera. Znajduje się ono w najstarszej części miasta, przy rynku, w dawnym budynku Ratusza. Ładny, klasycystyczny obiekt z wieżą zegarową i balkonem zbudowano w drugiej połowie XIX wieku. W ostatnich latach przeszedł gruntowny remont, stąd świeży kolor elewacji, a na potrzeby zbiorów przebudowano wnętrza i dobudowano piętrową, przeszkloną galerię. Przyjemne i nowoczesne wnętrze, sympatyczni pracownicy, obsługujący również znajdującą się w nim Informację Turystyczną. 







W muzeum są zbiory pokazujące historię miasta i okolicy, o których kiedyś też napiszę, ale dziś skupiam się na wystawie stałej: Mehoffer i jego turkowskie dzieło. Są zdjęcia, informacje oraz osobiste pamiątki po artyście.





W pięciu tzw. czerwonych salach znajdują się szkice oraz projekty na kartonach (to akwarele na papierze, często ze złoceniami, naklejone na płótno i naprężone na drewnianym krośnie) do polichromii i witraży, których odwzorowania możemy poszukać potem w kościele. Wszystkie bardzo kolorowe, czy to te geometryczno-roślinne dotyczące polichromii, czy te symboliczne przedstawiające Chrystusa, Matkę Boską, cherubiny lub ewangelistów.














W jednej sali możemy podziwiać te największe kartony prezentujące projekty witraży. Cechuje je wielka ekspresja, choćby ten z Matką Boską Bolesną. Znajdziemy tu też meble, które wprowadzają nas w klimat tamtej epoki. Projekty te nazwane Turkowskim Misterium Mehoffera są systematycznie konserwowane i odnawiane, bo są skarbem tej miejscowości.





Teraz mogliśmy udać się do kościoła pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa, który znajduje się nieopodal, przy jednym z rogów rynku, mijając ławeczkę z Mehofferem. Wygląd zewnętrzny robi wrażenie ceglanym ogromem, licznymi wieżyczkami i ciekawym zdobieniem.







Jednak wnętrze to jest to! Trzy nawy, wysokie ściany podparte kolumnami, piękne sklepienia i wysokie okna pokryte wszystkimi kolorami tęczy! Feeria barw wita nas już od wejścia. A dalej coraz więcej zachwytów, nawet mój mąż, facet oszczędny w wyrażaniu uczuć, był pod widocznym wrażeniem. Pół godziny między kolejnymi mszami to było dla mnie zdecydowanie za mało na podziwianie detali malarskich. Polichromowane całe wnętrze świątyni, złote ołtarze, cudne witraże w oknach i jeszcze obrazy Mehoffera – wszystko to zachwyci chyba każdego. Rzeczywiście mistrz secesyjnej dekoracyjności!


















Zdecydowanie wolę starsze i skromniejsze kościoły, jednak wobec niektórych trudno przejść obojętnie, choćby Kościół Mariacki w Krakowie, zdobiony równie wspaniale, w dodatku kiedy jest taki artyzm i niezwykła symbolika wykonanych zdobień. Tylko szopka bożonarodzeniowa jest tu skromna, przez co piękna, bo bardziej dekoracyjna by tutaj nie pasowała.



Jestem zachwycona tym, że mogłam podziwiać tyle pięknej sztuki Mehoffera w jednym miejscu. I zaraz przyjemniej od tych wesołych kolorów! A Wam, jak się podoba?