27 września, 2025

Królewskie miasto Kłecko.


Kłecko leży kilkanaście kilometrów od Gniezna. Tamtędy prowadzi jedna z naszych dróg nad morze. Przejeżdżając przez miasteczko, na pierwszy rzut oka, nie widać w nim nic nadzwyczajnego. Ot, jedno z wielu na trasie przejazdu. Jednak baner wiszący obok Urzędu Miasta i Gminy i informujący, że było to miasto królewskie powoduje, że się zatrzymujemy i szukamy czegoś, co potwierdzi tę informację. Miastami królewskimi nazywa się takie, które leżały kiedyś na gruntach należących do króla. Ale po dawnych, królewskich czasach w Kłecku pozostało tylko grodzisko, dziś zapuszczone i zarośnięte, co niedługo potem sprawdziliśmy. Zobaczyliśmy za to inne ciekawe miejsca w mieście.




Zatrzymujemy się na ukwieconym rynku i na tablicach informacyjnych czytamy, że Kłecko lokowano w 1265 roku (Bolesław Pobożny). Ale już wcześniej zauważono jego dogodną lokalizację między dwoma jeziorami: Gorzuchowskim i Kłeckim połączonych rzeczką Małą Wełną i otoczonych podmokłymi terenami, więc pobudowano tu gród obronny. Pełnił on wtedy funkcje obronne wobec Gniezna, a także pilnował szlaku, który już wtedy wiódł tędy nad morze.






Z nieco późniejszych czasów, bo z XVI wieku pochodzi najstarszy kłecki zabytek, widoczny w jednym z rogów rynku. To kościół św. Jerzego i św. Jadwigi wybudowany na wcześniejszym, który został zniszczony przez Krzyżaków. Świątynia później była jeszcze kilkakrotnie przebudowywana, ale zachowała dawne elementy wyglądu i wystroju.





Uwagę zwraca w nim wysokiej klasy późnorenesansowy ołtarz główny, który wykonał Mateusz Kossior, uznany wówczas polski malarz i rzeźbiarz. Jest to podobno jedyne dzieło w kraju sygnowane przez tego artystę. Do miasta sprowadził go ówczesny pleban, budowniczy świątyni Marcin z Kłecka, humanista wykształcony w Padwie. Był on pisarzem religijnym, kontrreformatą, autorem traktatów medycznych, doktorem medycyny i matematyki, lekarzem i poliglotą. Był też czynnym lekarzem w miejscowym szpitalu św. Ducha oraz rozwinął kłeckie szkolnictwo. Prawdziwy człowiek renesansu! I to pochodzący z tak małej miejscowości! Czyli znaczące to było kiedyś miejsce.









Potem różnie kształtowały się losy Kłecka. Były wojny, pożary, powstania i dziś to miasteczko ma niewiele z dawniejszych czasów, choć podczas spaceru można zauważyć kilka perełek. Część z nich czeka jeszcze na remont.





Nasze kroki kierujemy teraz w stronę cmentarza. I to była dobra decyzja, bowiem najpierw widzimy ładną, zadrzewiona alejkę, która symbolizuje dziewięciu poległych powstańców wielkopolskich spoczywających na tutejszym cmentarzu.








Obok znajduje się skwerek, a na nim stoi pomnik poświęcony kolejnemu wielkiemu synowi tej ziemi, pułkownikowi pilotowi Wiktorowi Pniewskiemu. Nazwisko mi do tej pory nieznane, ale cieszę się, że tu trafiłam i je odkryłam, bo to prawdziwy bohater tej miejscowości, Wielkopolski, naszego kraju i polski patriota. A 33. Baza Lotnictwa Transportowego w pobliskim nam Powidzu nosi dziś jego imię.





Urodził się w 1891 roku w Kłecku w rodzinie urzędnika pocztowego, a zmarł w 1974 w Koźminie. Na początku XX wieku rodzina przeprowadziła się do Poznania i tam pobierał nauki, a jednocześnie działał w organizacjach niepodległościowych. Jego kariera lotnicza zaczęła się od powołania go do odbycia służby wojskowej w armii niemieckiej. Zdobył tam kwalifikacje lotnika obserwatora i zaraził się lotnictwem, bo od tamtej pory był z nim związany do końca życia, doskonalił się i awansował. Po zakończeniu pierwszej wojny brał udział w Powstaniu Wielkopolskim, w wojnie polsko-bolszewickiej, uczestniczył w obronie Lwowa, organizował lotnictwo na terenie Wielkopolski, był pierwszym polskim komendantem lotniska Ławica w Poznaniu, był też pilotem w Polskich Siłach Zbrojnych na zachodzie, uczestniczył w walkach we Francji i Wielkiej Brytanii. Po drugiej wojnie wrócił do kraju, ale odstawiony został na boczny tor. Pracował w wydziale wojskowym Państwowego Instytutu Hydrologiczno-Meteorologicznego.




Wśród wielu jego zasług jedną z najbardziej znaczących jest udział w bitwie o Ławicę w styczniu 1919 roku. Powstańcy przejęli wtedy ponad 100 niemieckich samolotów, 300 balonów obserwacyjnych, zapas bomb lotniczych, silniki lotnicze i inny sprzęt i dziś niektórzy historycy uważają, że był to największy łup wojenny w dziejach Polski, większy nawet od tego pod Wiedniem. Nie może więc dziwić fakt, że był wielokrotnie nagradzany najwyższymi odznaczeniami. Warto doczytać o nim więcej, bo to piękna postać w naszej historii i piękne o naszej ziemi wypowiadał słowa, czego dowód mamy na kłeckim skwerku. Przeczytajcie!



Wracamy nieco zaniedbaną promenadą wzdłuż jeziora Gorzuchowskiego. Jest gorąca, czerwcowa niedziela, którą studzą wody jeziora. Wokół cisza i spokój, który zakłócamy baraszkującym w wodzie kaczkom. Na końcu promenady wychodzimy nieopodal restauracji Kłeckowianka, gdzie wstępujemy na obiad. Znajdujemy dwa wolne miejsca, bo reszta zajęta, i raczymy się pyszną pieczoną kaczuszką. Najedzeni możemy jechać dalej.





Niby nie tak wiele ciekawego w tym niewielkim Kłecku na pierwszy rzut oka, ale jak się wgryźć… Aha, jeszcze jedna ciekawostka! Przy drugim jeziorze, do którego my nie dotarliśmy jest biwakowisko i zagospodarowana plaża o fajnej nazwie Język. Gdyby kogoś zainteresowało.  

Nie denerwujcie się, jak mnie u Was w najbliższym czasie nie będzie. Wyjeżdżam na trochę i odezwę się po powrocie!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zarejestrowanym użytkownikiem komentuj jako użytkownik anonimowy. Możesz wtedy dodać swój podpis i wszystko OK. Dziękuję też wszystkim komentującym za odwiedzenie mojego boga:)