30 czerwca, 2023

Pocztówkowy Bled. Słowenia.

 

Na koniec naszej słoweńskiej przygody trzeba wspomnieć o najbardziej rozpoznawalnym miejscu w tym kraju – o miejscowości Bled. A tak dokładniej o jeziorze Bled i wysepce na nim. To urokliwe miejsce pojawia się w przewodnikach turystycznych, magazynach geograficznych i w wyszukiwarkach internetowych o Słowenii najczęściej. Mamy je też na pocztówkach, bo miejsce jest niezwykle widowiskowe i romantyczne. To zdjęcia turkusowych wód jeziora i zielonej wyspy z barokowym kościółkiem czyli słoweński numer jeden.



Jeśli do tego dodać zamek Bled położony na wysokiej skale i górujący nad miasteczkiem oraz majestatyczne Alpy Julijskie z najwyższym szczytem Triglav w tle, to trudno się dziwić i trudno samemu wyjść z zachwytu patrząc na ten bajeczny krajobraz.





Bled ma jednak znacznie więcej zalet. Alpejskie szczyty otaczające  dolinę chronią miasteczko przed chłodnymi frontami, więc klimat panuje tu umiarkowany, a powietrze jest bardzo czyste. Występują też gorące źródła termalne, stąd w małym, kilkutysięcznym miasteczku położonym u podnóża gór nie dziwi wysyp hoteli i innych miejsc wypoczynku, więc można stwierdzić z całą pewnością, że to miejsce bardzo popularne. Poza tym jest tu wiele zabytkowych i pięknych willi. Jedna z nich należała do przywódcy jugosłowiańskiego, Josipa Broz Tito. Na dnie jeziora znajdują się gejzery wód termalnych, więc jezioro jest bardzo ciepłe i sezon kąpielowy trwa tu długo.





Bled jest ładną miejscowością położoną wzdłuż jeziora, ale chyba pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy jest jednak turkusowe, polodowcowe jezioro i wspomniana nieduża wyspa na nim – Blejski Otok. Jest porośnięta drzewami i krzewami, a między nimi skrywa się widoczna z daleka dzwonnica i kościołek. Opowiada się o niej wiele legend. Podobno przed wiekami istniała tu pogańska świątynia bogini miłości Živy, potem kościół romański. Jego fragmenty zobaczymy pod posadzką kościoła. Jednak ten istniejący odbudowano w dobie baroku po trzęsieniu ziemi. Nosi on wezwanie Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Można go zwiedzić wykupując bilet. Ciekawostką jest znajdujący się w nim dzwon życzeń z XVI wieku, bo kto go usłyszy temu podobno spełni się życzenie. Bilet obejmuje też wejście na wieżę, z której rozciągają się wspaniałe widoki. Obok jest małe muzeum, kawiarenka oraz sklep z pamiątkami.

























Dotrzeć tam można jedynie drogą wodną: wpław, zwykłą  łódką lub na pokładzie pletny czyli drewnianej, zadaszonej na kolorowo łodzi, która zabiera dwadzieścia osób. Rejs jest niedługi, ale widowiskowy. I jeszcze schody, bo aby dostać się na świątynne wzgórze trzeba z przystani pokonać 99 schodków. Ale wszystko to zrobić warto, bo wrażenia są wspaniałe. Cieszę się, że mogłam tam spędzić trochę czasu i delektować się tym najpopularniejszym kawałkiem Słowenii.









 

17 czerwca, 2023

Niezwykłe formy krasowe… i smoki. Jaskinia Postojna. Słowenia.

 

Zwiedzałam już niezwykłe jaskinie w Polsce, Czechach i Słowacji. Niezwykłość ich form naciekowych tworzony przez naturę przez miliony lat wszędzie zachwyca. Jednak jaskinia Postojna (Postojnska Jama) znajdująca się w Słowenii, 50 kilometrów od stolicy kraju, odkryta dwieście lat temu, zachwyca swą wielkością. Jest przeogromna i to sprawia, że form naciekowych w niej więcej niż gdziekolwiek indziej. Dodatkową atrakcją jest też to, że najpierw ok. 3,5  kilometra jaskiniowej trasy pokonujemy kolejką zaostrzając sobie apetyt, potem zachwycamy się urodą ponad kilometrowej pieszej trasy turystycznej. A po drodze, przy odrobinie szczęścia, zobaczymy smoka! Małego, ale zawsze!




Podczas dojazdu do celu, w miejscowości Postojna, widać wiele parkingów. Wszystkie są załadowane. Trochę jestem zaniepokojona, bo to oznacza, że zwiedzających jest bardzo dużo. Przyjechali tutaj, choć pogoda nie była zachęcająca, choć właściwie zwiedzanie jaskimi podczas deszczowej aury jest najlepszym pomysłem. Świadczy to o popularności tego miejsca. Okazuje się, że wielu z nich to Polacy świętujący, tak jak my, długi weekend majowy w Słowenii.

Z parkowaniem jednak nie ma problemu. Nawet autokaru. Otoczenie jest świetnie zagospodarowane, dobrze opisane i oznaczone. Na miejscu są restauracje, bezpłatna toaleta, sklepy z pamiątkami, na wzgórzu ciekawie góruje hotel Jama. Oprócz jaskini jest też budynek Wiwarium z częścią wystawienniczą podziemnego świata krasowego oraz laboratoriami. Znajdziemy tu też EXPO Jaskinia Krasowa, która jest interaktywną wystawą poświęconą zjawisku krasu i jaskini. Dodam, że sama nazwa kras pochodzi właśnie stąd i ta piękna nazwa używana jest teraz na całym świecie do określania tego typu form przyrodniczych.








Z biletem w ręku ustawiamy się w dłuuuugiej kolejce, ale okazuje się, że porusza się ona bardzo sprawnie. Wiele osób pracuje przy jej obsłudze. Dostajemy audioprzewodniki po polsku (wreszcie coś w Słowenii w naszym języku!) i informację, by wciskać na nich numery umieszczone w poszczególnych częściach jaskini. Zakładamy ciepłe kurtki, bo temperatura tam przez cały rok ma dziesięć stopni. Wsiadamy do odkrytych wagoników długiej kolejki jaskiniowej i zaczynamy przygodę! Warto wiedzieć, że pierwszą kolejkę uruchomiono tutaj 150 lat temu!




Kolejka mknie dość szybko, sprawnie pokonuje zakręty, nie obijamy się o ściany jaskini, choć czasem mamy wrażenie, że tak będzie. Po chwili widzimy sale coraz większe i bogato zdobione stalaktytami i stalagmitami. Jest tu Sala Gotycka, potem Kongresowa, zwana Balową, w której odbywają się koncerty. W dodatku są one wspaniale oświetlone, nawet żyrandolami ze słynnego szkła z Murano, więc jest pięknie. Zresztą oświetlenie w całej jaskini i podświetlenie największych atrakcji  jest tu świetnie wpasowane i podkreśla urodę zbudowanych przez naturę cudeniek przyrodniczych. A zamontowano je już dawno (koniec XIX wieku), kiedy nawet stolica kraju nie miała jeszcze oświetlenia elektrycznego. 




Docieramy do końca trasy kolejowej i dalej poruszamy się pieszo. Jaskinia jest dość łatwa do zwiedzania, dostosowana do wózków i tak poprowadzona, by ukazać jej największe piękno. I żadne zdjęcia nie odzwierciedlą jej niesamowitej urody. Uwagę zwraca różnorodność kolorów, od czerwonego przez rdzawy do białego, za które odpowiadają miedź, żelazo, glina i kalcyt. Są tu wielkie sale, podziemna rzeka Pivka, którą ją wyżłobiła, są strzeliste stalaktyty np. 16-metrowy Drapacz Chmur, stalagmity np. spektakularni Giganci, czyli las kolorowych stalagmitów gęsto skupionych wokół siebie. A podziwiamy je ze szczytu Wielkiej Góry, co potęguje wrażenia. Najpiękniejszy jest jednak Brylant, czyli 5-metrowy śnieżnobiały stalagmit, który jest symbolem Postojnej i całego słoweńskiego krasu. Powoli spływająca woda odkłada na nim cienką warstwę nacieku, a on nadaje mu taki unikalny kolor. Tuż obok znajduje się wspaniale wyżłobiona kolumna. Cudny, baśniowy podziemny świat!






































W czasie wędrówki docieramy też do akwarium. I tutaj możemy poznać rdzennych mieszkańców jaskini żyjących w ciemnościach. Wśród nich są wspomniane smoki, czyli endemiczne zwierzątka żyjące w wodzie. Chodzi o odmieńce jaskiniowe żyjące tylko w tych rejonach, w podziemnych jeziorach jaskiniowych. Nazywa się je smokami, gdyż już XVII-wieczne zapiski wspominały, że są one potomstwem strasznego smoka. A to nieduże płazy, o jasnej barwie, z ciekawymi kosmykami przy głowie, ślepe, z dwiema parami króciutkich kończyn. Fascynujące jest, że mimo to są wytrawnymi drapieżnikami, żyją nawet sto lat, wiele lat mogą spędzać bez ruchu i bez jedzenia, dlatego nazywa się je mistrzami przetrwania. Nam nie dane było je zobaczyć, ale umieszczone tu zdjęcia pokazują tego niezwykłego smoczka. Podobno w ubiegłym roku z 43 złożonych przez samicę jaj większość się wykluła, czyli będzie ich więcej i będzie je można podziwiać.



https://zasoby.ekologia.pl/animal/a/1597/shutterstock_1441025012.jpg

Trasa zwiedzania kończy się w największej ze wszystkich jaskiniowych grot – w Sali Koncertowej. I takie tu się odbywają. Może ona pomieścić nawet dziesięć tysięcy osób, a akustyka musi tu być niezrównana. Tutaj też kończy się trasa zwiedzania. Po drodze jest sklep z pamiątkami, a za nim przystanek kolejki, którą wracamy na powierzchnię.

Jaskinia Postojna jest prawdziwą turystyczną perłą i należy na pewno do najpiękniejszych na świecie. Bogactwo form oraz ich różnorodność i ogromna ilość jest niespotykana. A moc wrażeń, które stamtąd wynosimy pozostaną z nami na zawsze. 


08 czerwca, 2023

Słoweńska perełka – Piran.

 

Miasto Piran leży na długim półwyspie o tej samej nazwie wciśniętym w wody Morza Adriatyckiego. To najdalej na zachód wysunięta część Słowenii. Dojeżdżamy tutaj serpentynową i malowniczą drogą położoną wśród wzgórz półwyspu. Jest pięknie!

Autokar wyrzuca nas na parkingu dla miejskich autobusów przy wjeździe do miasta i odjeżdża, bowiem Piran jest wolny od ruchu samochodowego, z wyłączeniem mieszkańców i dostawców.

Deszcz pada od kiedy przekroczyliśmy kilka godzin wcześniej granicę ze Słowenią. W dodatku wieje bura, czyli silny bałkański wiatr. No, nic! Ubieramy płaszcze przeciwdeszczowe, bierzemy parasole i idziemy na spotkanie z przewodnikiem. Ale widoki na przystań jachtową i miasto rozłożone na wzgórzu już są wspaniałe i to pomimo deszczu.









Historia tego miejsca jest bardzo odległa, ale to co dziś oglądamy zawdzięczamy Wenecjanom, którzy opanowali półwysep w XIII wieku i pozostali w nim do XVIII. Zbudowali tu twierdzę, która oddzielała miasto od lądu. Do dziś pozostały świetnie zachowane mury obronne z widowiskowymi wieżami. Widać je na wzgórzu po prawej stronie miasta, częściowo ukryte za bujną zielenią. My tam nie dotarliśmy, ale z centrum miasta to niedługi spacer.







Najpierw zapuściliśmy się w wąskie, brukowane uliczki, nie zważając na strumienie wody pod nogami. Dawna, ciasna zabudowa zwraca uwagę stylowymi elementami i urokliwymi zakątkami. W wielu miejscach znajdziemy znak lwa – symbol Republiki Weneckiej. Część budynków jest wyremontowana, są w nich mieszkania, pensjonaty, sklepy, galerie czy warsztaty wytwarzające lokalne pamiątki.  Na drzwiach domów, a także między nimi wiszą zielone bukiety i girlandy. To dekoracje z okazji święta patrona miasta – świętego Jerzego.














Wąskimi uliczkami wchodzimy coraz wyżej na szczyt wzgórza i docieramy do widocznej już od wjazdu dzwonnicy i katedry. Świątynia nosi wezwanie św. Jerzego, który według legendy uratował miasto. Jej budowę rozpoczęto w XII wieku, jednak obecny wygląd zawdzięcza restauracji z XVII wieku. We wnętrzu zwraca uwagę piękne, drewniane sklepienie oraz malowidła ścienne weneckiej szkoły malarskiej. Jest też piękny ołtarz i barokowe ławy. Przy kościele znajduje się muzeum parafialne. Obok stoi wysoka na 50 metrów przykatedralna dzwonnica, która jest świetnym punktem widokowym. Zresztą już z wysokości wzgórza, nawet w deszczowy dzień, są przepiękne widoki na miasto.









 

Schodzimy ścieżką po drugiej stronie katedry i promenadą okalającą miasto docieramy do jego centrum. Po drodze mijamy piękną zabudowę i liczne restauracje z widokiem na morze, które jest dziś bardzo wzburzone. Od promenady zostało ono oddzielone kamiennymi umocnieniami. Piaszczystych plaż w Piranie nie ma, do morza można wchodzić po znajdujących się tu drabinkach.






Na końcu półwyspu stoi niewielka latarnia morska, kościółek Matki Boskiej Śnieżnej, a najbardziej widowiskowa jest piękna wieża z krenelażem i arkadową galeryjką






Wiatr nam łamie parasole i próbuje zerwać płaszcze przeciwdeszczowe, ale niestrudzenie pokonujemy dalej urokliwą promenadę. Odbijamy jeszcze w lewo na XIII-wieczny, niegdyś główny rynek miasta – plac 1 Maja (Prvomajski trg). Jest nieduży, otoczony zabytkową zabudową, a w jego centrum na podwyższeniu widzimy kamienną studnię z barokowymi rzeźbami Prawa oraz Sprawiedliwości stojącymi przy schodach. Studnia służyła do magazynowania deszczówki, którą wypompowywano potem ręczną pompą, zachowaną do dziś.






Docieramy w końcu do okrągłego, dużego placu. Wspaniałe miejsce! To dzisiejsze serce Piranu – rynek Tartini. Z trzech stron otacza go dawna, kolorowa i piękna zabudowa z kościołem św. Piotra oraz budynki administracji publicznej, a z czwartej otwiera się na marinę i Morze Adriatyckie. Widoki z tego miejsca są wspaniałe. 








Najstarszy w tej części miasta jest budynek zwany Wenecjanką. Dom wyróżnia się zdobną gotycką architekturą z pięknymi oknami i balkonem. Między oknami widnieje płyta z napisem Lassa pur dir co znaczy Pozwól przemówić.

Z tym napisem w Piranie związana jest ustna legenda, która przekazywana jest od pokoleń. Zgodnie z jej treścią przed wieloma wiekami, kiedy miasto było jeszcze częścią wielkiej Republiki Wenecji, a morski handel pomiędzy Europą a krajami Orientu rozwijał się prężnie, miasto odwiedzało wielu zamożnych kupców. W miejskim porcie dobijali targu, czekali na rozładunek i załadunek towarów, natomiast w wolnym czasie poznawali mieszkańców. Pewnego dnia jeden z nich zakochał się w młodej i pięknej dziewczynie z Piranu. Od tego czasu, często przybywał do miasta, by ją odwiedzić, obdarowywał bogatymi prezentami, a także nawet zdecydował, że w pobliżu portu, tuż przy miejskich sukiennicach wybuduje dla niej dom. Chciał pokazać dziewczynie, jak wielka jest jego miłość, mieszczanom natomiast swoje bogactwo i obojętność wobec ich plotek. Mieszkańcy Piranu umierali z zawiści, dlatego wymyślali wciąż nowe intrygi na temat zakochanych. Para, by się przed nimi obronić, wymyśliła napis, który do dziś można oglądać na fasadzie: "Lassa pur dir" – opis pochodzi ze strony Visitslovenia.




Na rynku znajdziemy też pomnik Giuseppe Tartiniego, którego imię nosi rynek. To urodzony w 1692 roku w Piranie włoski kompozytor, wybitny skrzypek, założyciel szkoły gry na skrzypcach i pedagog. W znajdującym się nieopodal domu, w którym się urodził jest izba pamięci poświęcona kompozytorowi.  




Teraz możemy coś zjeść i się ogrzać. Knajpek tu całe mnóstwo, każdy znajdzie coś dla siebie, zarówno na rynku, jak i przy promenadzie. Po odpoczynku powolny powrotny spacerek, bo padać przestało. Zatrzymujemy się co chwilę, aby delektować się każdym zakamarkiem i każdym miejscem, które widzimy po lewej, prawej czy powyżej. Naprawdę bardzo ładnie!










Wracamy mokrzy, ale zachwyceni. Na parkingu przebieramy się w suche rzeczy i jedziemy dalej. Czeka nas kolejna uczta, tym razem cud natury – jaskinia Postojna!