Miał być inny wpis, ale zauroczona wrześniowym
wyjazdem do Niderlandów, spieszę pokazać Wam miejsca wtedy odwiedzone. Szczególnie
jedno podbiło moje serce. To Giethoorn – nieduża miejscowość w Holandii,
położona w jej północnej części. Już podczas dojazdu, wiele kilometrów przed
wioską, można było zauważyć pola poprzecinane licznymi kanałami. Tak też
położone jest Giethoorn, nazywane holenderską Wenecją. Ale to nie
względu na zabudowę, bo ta jest zupełnie inna, ale ze względu na ilość dróg
wodnych i na to, że zwiedzamy je łódkami. Choć na piechotę i na rowerze też
można, jednak dróg przejazdowych dla aut w najstarszej części miejscowości w ogóle
nie ma.
Miejscowość powstała na rozległych terenach
bagiennych w XIII wieku, założyli ją przybysze z krajów śródziemnomorskich, podobno
mnisi, i w tej trudno dostępnej lokalizacji żyli wydobywając torf. Nie
znalazłam informacji (w ogóle info na jej temat jest bardzo mało), co dalej
działo się z wioską, ale część dzisiejszej zabudowy pochodzi z XVIII i późniejszych wieków.
Zwiedzanie zaczynamy od pozostawienia auta na pierwszym
parkingu przy łodziach (bezpłatnym!), idziemy do kasy i zamawiamy jedną z
elektrycznych łódek, którą sami sterujemy. Sześcioosobowa kosztuje 60 euro, czyli
nie majątek, i dalej ucząc się sterowania nią posuwamy się cicho do przodu. Uważamy
na innych pływających, bowiem chętnych do zwiedzania wioski jest bardzo wielu,
z różnych zakątków świata. Widać, że Giethoorn jest bardzo popularne!
I wpływamy do najstarszej części wioski od razu
zachwycając się pięknymi, zadbanymi przycupniętymi na wyspach domkami, z
których większość pokryta jest strzechą. Każdy jest inny, każdy ma inne
dekoracyjne elementy, inne okiennice. I każdy ma wspaniały, zadbany ogródek z
soczystą trawą i mnóstwem kwiatów, szczególnie kolorowych hortensji. No i każdy
ma kanał do zacumowania swojej łodzi. Z jednej na drugą stronę można się dostać
przez jeden w kilkudziesięciu drewnianych mostków przerzuconych przez kanały. Czujemy,
że znaleźliśmy się w innej czasoprzestrzeni…
Giethoorn
zamieszkuje ponad dwa tysiące osób i łódki, choć ciche, robią na pewno
zamieszanie w ich życiu, jednak bawiący się pies nie zwracał na turystów uwagi.
Wiele domów można wynająć na wakacyjny pobyt, są też w okolicy współczesne domki,
w których można zamieszkać, by zachwycać się dłużej tym unikatowym miejscem. Znajdziemy
tu też kościół, restauracje i sklepiki. Urzekające miejsce!
Nasza trasa prowadzi też przez wyjątkowe jezioro
Bovenwijde leżące na terenie parku narodowego, które ma zaledwie metr
głębokości. Widać tu ilu pływających chętnych odwiedziło dziś wioskę. Po drodze
mijamy liczne łabędzie rodziny i dom na wyspie, z którego korzystają chętnie organizatorzy
przyjęć. Mijamy też popularną restaurację na wodzie i zmierzamy do końca
jeziora, by ponownie wpłynąć do kanału i zanurzyć się w urodzie tej
niepowtarzalnej wioski.
O Holandii będzie jeszcze jeden wpis. Miało być
więcej odwiedzonych miejsc, ale pojechał ze mną na gapę jakiś wirusik i położył
mnie na kilka dni. A wiadomo, zdrowie najważniejsze!
Usiu!
OdpowiedzUsuńZobaczyłaś przecudną, holenderską wioskę z zachwycającymi, bardzo przytulnymi, starymi, domkami krytymi strzechą. Te domy są nienagannie zadbane, z pięknie pomalowanymi okiennicami i wspaniałymi ogrodami. Przypuszczam, że sam rejs po tych kanałach w czasie takiej pięknej pogody, był prawdziwą przyjemnością. Usiu, bardzo dziękuję za przepiękną relację z Giethoorn.
Życzę pięknej, jesiennej niedzieli:)
Wiadomo, że w czasie słonecznej pogody wszystko wygląda piękniej. Ale kolejny wpis z Holandii dowiedzie, że nawet w deszczu niektóre miejsca wyglądają fantastycznie.
UsuńDzięki Lusia, pozdrawiam niedzielnie:)))
Ta niezwykle urokliwa miejscowość często pojawia się na portalach podróżniczych. Myślę, że Ty także nie raz widziałaś Giethoorn na stronach internetowych aż wreszcie sama mogłaś doświadczyć przygody na torfowiskach. A wiesz, że nazwa Giethoorn (kozi róg/kozie rogi) wzięła się od holenderskiego słowa geitenhoorns, które odnosi się do rogów dzikich kóz znalezionych na torfowiskach przez pierwszych uciekinierów (1230). Pozostały tam po powodzi, która wcześniej nawiedziła ten teren.
OdpowiedzUsuńW XVI wieku Giethoorn zamieszkiwany był głównie przez mennonitów (wyznanie chrześcijańskie zaliczane do protestantyzmu, powstałe w roku 1539 w Holandii). W tym czasie zbór Giethoorn został podzielony na dwa zbory, znane jako North Giethoorn i South Giethoorn. Zbór północny w XVI wieku należał najpierw do konserwatywnych Hulskooperów, a następnie w XVII i XVIII wieku do flamandzkich mennonitów z Gdańska. Księża z Gdańska często przyjeżdżali do Giethoorn, aby sprawować chrzty i Eucharystię...
Warto zwrócić uwagę na dachy domów wyróżniające się swoimi zakrzywionymi kształtami - kryte strzechą zwane są dachami wielbłądów.
Piękna wycieczka i nowe doświadczenie nawigowania łodzią.
Podziwiam i pozdrawiam serdecznie :)
O rogach i nazwie czytałam, ale pozostałe informacje są dla mnie nowością. Dzięki Ewa. Może pamiętasz, że też przez chwilę byłam mennonitką, gdy odwiedziłam Żuławy. Ciekawe doświadczenie.
UsuńPięknej niedzieli życzę 💗
Faktycznie jest uroczo, strzecha i hortensje to już niepowtarzalny klimat a duża ilość wody robi resztę. A swoją drogą identyczne drewniane mostki są w Ostródzie na bulwarze, gdzie do jeziora wpadają kanały i rzeka. Pozdrawiam najserdeczniej miłego popołudnia!.
OdpowiedzUsuńMuszę zwiedzić Ostródę w takim razie. Przejeżdżałam, ale nie zwiedzałam. Dzięki, serdeczności przesyłam:)))
UsuńSzczerze mówiąc nie ma tu zbyt wiele do zwiedzania. Mamy co prawda ładny bulwar, ale poza nim i zamkiem podniesionym z ruin jest niewiele a oprócz tego jakoś nie mamy szczęścia do gospodarzy. Zresztą jeśli chcesz możesz zajrzeć u mnie pod tag Ostróda. Dla chętnych są też dość przyjemne wycieczki statkiem po jeziorach i kanale Ostródzko - Elbląskim i piękny skansen w Olsztynku (też pisałam) więc jeśli ktoś nie zna jednego czy drugiego to faktycznie warto.
UsuńUlu to mój komentarz pisałam z laptopa córki i się nie zalogowałam.
UsuńDomyśliłam się. W Ostródzie macie fajne hotele w pięknymi widokami, czyli dobrą bazę do zwiedzania okolicy.
UsuńRzeczywiście urzekające miejsce :)
OdpowiedzUsuńNawet bardzo!!!
UsuńBajkowo. Niczym w jakiejś baśni. Niesamowite miejsce. Choć wyobrażam sobie, że mieszkańcy pewnie aż tak bardzo nie podzielają naszego entuzjazmu, bo przecież życie w takim miejscu pewnie do najłatwiejszych nie należy, bo z jednej strony utrudniony dostęp do mieszkań, a z drugiej strony rzesze turystów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
I dlatego coraz więcej tam domów na wynajem!
UsuńWyjątkowo urocze miejsce, domki jak z bajki leżące nad kanałami, a wszystko zadbane z mnóstwem kwiatów i soczystej zieleni. Bardzo przypomina mi Spreewald w Niemczech. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTam się jeszcze nie wybrałam, choć zdjęcia oglądałam i była już opcja wyjazdu. Może kiedyś dam radę.
UsuńPięknego tygodnia Ci życzę:)))
Uzmysłowiłaś mi, że byłam tam w sierpniu... dwa lata temu i Giethoorn do tej pory nie pojawił się na moim blogu. Dużo spacerowaliśmy i podobnie jak Wy odbyliśmy rejs po kanałach. Tyle się mówi o spokoju w Giethoorn bo nie ma tam komunikacji ale ja mieszkańcom współczuję tak intensywnego ruchu łódek wycieczkowych. Nie wiem czy bym chciała żeby turyści niemal zaglądali mi do okien, chociaż przez chwilę sama byłam jedną z tych wścibskich 🙂. Tak czy siak nie ma drugiego takiego miasteczka na mapie Europy, bez ulic, parkingów, korków i sygnalizacji świetlnej, wszystko jest takie ładne i zadbane, że czasem ciężko uwierzyć, że żyją tu ludzie.
OdpowiedzUsuńSzybkiego powrotu do zdrowia i mam nadzieję, że do zobaczenia 😘.
Wiem, że turyści zaglądają do okien i na pewno przeszkadzają mieszkańcom, bo jest blisko od wody i ścieżek, ale tam jest tak urokliwie, że cieszę się, że mogłam tam pojechać i je zobaczyć.
UsuńZdrowie już ok. Dzięki Monia, Całusy:)))
Cześć! Ula ;) powiem Ci tak w tajemnicy ze zazdroszczę Ci tego miejsca, bo juz od dawna marzy mi sie to zobaczyć :) Giethoorn brzmi jak magiczne miejsce! Te kanały, strzechy i urokliwe domki to idealna sceneria na relaksujący dzień. Fajnie, że można pływać elektrycznymi łódkami – to musi być super doświadczenie. Szkoda, że wirusik pokrzyżował plany, ale zdrowie rzeczywiście najważniejsze. Już nie mogę się doczekać kolejnego wpisu o Holandii! Wróć szybko do zdrowia!
OdpowiedzUsuńZdrowie już mi dopisuje. Wirus nie był tragiczny, ale szkoda, że popsuł plany zwiedzania Holandii. Będzie jeszcze tylko jeden wpis, który już publikuję:)))
Usuń