30 listopada, 2025

Zaskakujące Görlitz. Niemcy.

 

Mój lipcowy wyjazd do Saksonii wiódł także przez Görlitz, niemieckie miasto położone nad Nysą Łużycką, o którym ostatnio wiele na blogach czytałam. Z wpisów wynikało, że to bardzo piękne miasto, ale w najśmielszych wyobrażeniach nie spodziewałam się, że jest ono aż tak zachwycające. W zachwyt wpadłam już po przekroczeniu Mostu Staromiejskiego, który oddziela Görlitz od polskiego Zgorzelca i który nie opuścił mnie aż do końca jego zwiedzania. A zaskoczenie było tym większe, że o mieście raczej nie bywa głośno jeśli chodzi o turystyczne szlaki. Dziś chcę Wam je pokazać, bo warte jest odwiedzin.



Od czasów serbołużyckich (X,XI wiek) aż do 1945 roku razem ze Zgorzelcem stanowiły jeden organizm, ale po wojnie podzieliła je Nysa Łużycka i konferencja poczdamska oraz… zburzone mosty. Przez wiele lat były po dwóch stronach barykady, ale dziś znów są blisko, choć dzieli je język, waluta i kultura. Te bliźniacze miasta tworzą dziś  Europastadt, czyli miasto europejskie, które łączy wiele inicjatyw społecznych i kulturalnych. No i odbudowane mosty. Tym Staromiejskim (o którym wspomina się już w 1298 roku, bowiem tędy wiódł szlak z Kijowa do Santiago de Compostela), który odbudowano dopiero po naszym wejściu do Unii Europejskiej przechodzimy do części niemieckiej. To po tej stronie rzeki znajduje się cała tysiącletnia starówka. Oryginalna, bowiem nie dotknęły jej wojenne zniszczenia. Piękna, odnowiona i bardzo zadbana.

Z MOSTU STAROMIEJSKIEGO.

Już z mostu są wspaniałe widoki na Stare Miasto, w których dominuje bryła fary św. Piotra i Pawła z wysokimi wieżami. Wchodząc w uliczki miasta widzimy pamiątki z wszystkich architektonicznych epok, a ich liczba jest imponująca, bowiem wynosi około 4 tysięcy. Po wojnie były pozostawione same sobie i powoli niszczały, ale po zjednoczeniu Niemiec dostrzeżono ich urok i potencjał i zaczęła się wielka rewitalizacja. Przyczyniły się do tego władze miejskie, ale przede wszystkim Anioł z Görlitz, jak nazwała prasa anonimowego darczyńcę, który przez dwie dekady, aż do 2016 roku przekazywał co roku na konto samorządu pół miliona euro za co wyremontowano ponad półtora tysiąca przedsięwzięć. I publicznych, i prywatnych.




W STRONĘ RYNKU DOLNEGO.

A warto dbać o miejskie dziedzictwo, bowiem charakterystyczne dla zabudowy Görlitzdomy halowe, czyli duże kupieckie kamienice świadczące o bogactwie ówczesnych właścicieli (późne średniowiecze). Łączyły one funkcje mieszkalne, użytkowe i handlowe, gdyż w okolicach schodów istniała dobrze oświetlona i duża przestrzeń, w której eksponowane i sprzedawane były ich towary. Z tej reprezentacyjnej przestrzeni przejeżdżało się na dziedziniec kamienicy, z którego wchodziło się do pomieszczeń mieszkalnych. Szczególne znaczenie miały tu schody, które w XV wieku pełniły funkcję reprezentacyjną i były wyrazem bogactwa właścicieli kamienic. Miasto znajdowało się wtedy na szlaku Via Regia, który prowadził z Hiszpanii do Rosji, więc handel kwitł. 

Przy ulicy prowadzącej nas z mostu w stronę Rynku Dolnego jest wiele wspaniałych kamienic, bogato zdobionych malunkami lub płaskorzeźbami. Znajdziemy wśród  nich Dom Biblijny, czyli kamienicę, której fasadę zdobią biblijne sceny ze Starego i Nowego Testamentu.



DOM BIBLIJNY.

Zaraz obok stoi Dom Barokowy, który dziś jest siedzibą Muzeum Historii i Kultury wraz z Górnołużycką Biblioteką Nauk ze zbiorami 140 tyś. drogocennych woluminów.



NA RYNKU DOLNYM.

Rynek Dolny to od setek lat centrum lokalnego życia, serce miasta. Wśród zachwycających renesansowych i barokowych budynków, wiele z podcieniami, uwagę zwraca Stary Ratusz z przylegającą doń wieżą i charakterystycznymi schodami. Stoi przy nich posąg Temidy bez opaski na oczach, co świadczyło, że sądy wydawane w mieście są sprawiedliwe. Na wieży są niezwykłe dwa zegary. Jeden z nich na księżycowej tarczy ma zamontowanego  złotego lwa, który rykiem oznajmia zmiany faz księżyca, natomiast drugi zegar ma wkomponowaną głowę dawnego strażnika, który podobno zasnął na służbie i nie zauważył pożaru. Teraz za karę, co minutę otwierają mu się oczy i świecą na pomarańczowo, niby ogień.








Na rynku znajduje się też dawna Waga Miejska i fontanna Neptuna. Ale na mnie największe wrażenie zrobiła przepiękna pomarańczowa kamienica Schönhof, w której mieści się dziś Muzeum Śląskie. To pochodzący z XV wieku dwór halowy i podobno najstarszy renesansowy dom kupiecki w całych Niemczech. Przyciąga wzrok z każdej rynkowej strony.




Od Starego Ratusza krótką uliczką dojdziemy do Nowego Ratusza z podcieniami.





W tej części rynku w jednej z kamienic znajduje się Apteka Ratuszowa, która pochodzi z 1453 roku. Ma bardzo bogaty portal wejściowy a na fasadzie zegary słoneczne Zachariasa Scultetusa z 1550 roku.





Inna z kamienic posiada półkolisty portal z niezwykłą akustyką zwany Łukiem Szeptów. Jest on dość mocno oblegany, bowiem każdy chce sprawdzić, czy wyszeptane słowa z jednej jego strony są naprawdę świetnie słyszane po jego stronie przeciwnej. I to jest prawda! Sama sprawdziłam.





W STRONĘ KOŚCIOŁA ŚW. PIOTRA I PAWŁA.

Z Rynku Dolnego wyłożone dawnym brukiem klimatyczne stare uliczki prowadzą nas w stronę górującego nad okolicą, a wspomnianego już wcześniej, kościoła farnego św. Piotra i Pawła. To potężna świątynia z XIV wieku z jaśniejszymi 84-metrowymi wieżami wzniesionymi pod koniec XIX wieku. Jest to największy kościół halowy w całej Saksonii. Wnętrze świątyni jest jasne i wypełnione światłem, a smukłe filary podtrzymują sklepienie sieciowe i gwiaździste. Są tu też wspaniałe nowe organy, ale zachował się też prospekt z tych oryginalnych, zwanych organami słonecznymi, których nazwa związana jest z kształtem piszczałek rozchodzących się niczym promienie słoneczne.








Obok kościoła stoi szary z pomarańczowymi zdobieniami Waidhaus, czyli najstarszy świecki budynek w Gorlitz. Dawniej służył sukiennikom i farbiarzom, składowano w nim też sukno.





NA DAWNYCH MIEJSKICH FORTYFIKACJACH.

Po potężnych średniowiecznych fortyfikacjach nie zostało wiele pamiątek. Za kościołem znajdziemy fragmenty murów obronnych, z których mamy wspaniały widok na rzekę, Zgorzelec oraz na domostwa tych, którzy pobudowali się tuż poza murami. To dość ciekawe zaglądać z góry na ich podwórka. Spokojną alejką wzdłuż murów dojdziemy do obronnej wieży Mikołaja, jednej z trzech, które przetrwały. Pozostałe, czyli wieżę Reichenbach, Grubą Wieżę i basztę Wołową spotkamy w innych częściach Starego Miasta.







PRZEDMIEŚCIE MIKOŁAJA.

Przy wieży Mikołaja przechodzimy przez ulicę i obok budynku starej i ciągle działającej piekarni kierujemy się na Przedmieście Mikołaja. Po drodze mijamy wąskie uliczki z zadbanymi budynkami, które są może mniej ozdobne od tych przy rynku, ale są również piękne i klimatyczne.





Dojdziemy nimi do kościoła św. Mikołaja, obok którego znajduje się zabytkowy cmentarz będący najstarszym miejscem pochówku w mieście. To pięknie położone na zboczu wzgórzu miejsce, ciche i spokojne, porośnięte wysoką trawą, pośród której doszukamy się 600 renesansowych oraz barokowych nagrobków i 16 krypt grobowych ważnych rodów z Görlitz. Najbardziej wydeptana ścieżka prowadzi nas do skromnego grobu Jakoba Böhme, niemieckiego filozofa, działacza religijnego oraz mistyka, ojca współczesnego gnostycyzmu.





RYNEK GÓRNY.

Wracamy w okolice Rynku Dolnego i za Starym Ratuszem kierujemy się na Rynek Górny. Przed nami otwiera się długi na 250 metrów plac, który otaczają kolorowe, starannie utrzymane kamienice. Mają eleganckie detale i subtelne zdobienia. Pochodzą już z nieco nowszych czasów miasta. Z balkonu jednej z nich przemawiał Napoleon, kiedy zjechał tu ze swoją armią. Ale najpierw widzimy fontannę z figurą św. Jerzego, a za nią najstarszą świątynię w mieście – kościół św. Trójcy. Ma on wspaniałe, bogato zdobione wnętrze, zajrzałam, choć zdjęć nie mam. Można je robić po wykupieniu biletu, na co nie miałam już czasu.  Rynek zamyka wspomniana już wieża Reichenbach z XIII wieku i jest najwyższą z trzech zachowanych wież obronnych. Ma plan kwadratu, ale wyżej jest okrągła i nakryta barokową kopułą. W połowie rynku skręcamy w lewo by dojść do kolejnej ozdobnej części miasta.









DZIELNICA SECESYJNA.

Dzień dobiegał końca, a spacer po mieście nie miał końca. Dochodzimy teraz do Placu Pocztowego, na którym mieści się elegancki skwerek z fontanną dziewczyny z muszlą na głowie. Już stąd widać, że ta część miasta, którą teraz odwiedzamy jest najnowsza. Pochodzi z końca XIX i początków XX wieku.






Dominują tu bardzo zdobne, eleganckie, kilkupiętrowe kamienice. Ich zadbane fasady lśnią swym blaskiem, a ilość i jakość dekoracyjnych elementów przyprawia o zawrót głowy. Widać też tu mnóstwo dobrze zagospodarowanej i utrzymanej zieleni z drzewami, krzewami i rabatami kwiatowymi. Spacer zakończyliśmy przy dworcu kolejowym, który architekturą wpisuje się w klimat tej części Görlitz.







NA KONIEC.

Miasto nie jest zatłoczone, wiele tabliczek informacyjnych ma polskie tłumaczenia a w wielu sklepach i lokalach również można porozumieć się po polsku. Najstarsza część miasta jest dość duża, choć na piechotę dacie radę ją zwiedzić. A naprawdę warto, tylko potrzeba na to więcej niż jeden dzień. Ja zamierzam tam wrócić!



21 listopada, 2025

Budziszyn - serbołużycka stolica. Niemcy.

 

Trasą A4 przez Saksonię przejeżdżałam kilkakrotnie. To malownicza droga, pofalowana i zielona, a z prawej i lewej usadowione są malownicze miejscowości. Już od pierwszego przejazdu moją uwagę zwróciła szczególnie jedna - ta z wieloma wieżami położona na wzgórzu. Okazało się, że jest to miasto, które ma wiele wspólnego z naszą polską przeszłością, jeszcze z czasów panowania Bolesława Chrobrego. Położone jest zaledwie 50 kilometrów od granicy i nazywa się Budziszyn, po niemiecku Bautzen, a po serbołużycku swojsko brzmiąco - Budyšin. O Serbołużyczanach będzie w dalszej części. Wiedziałam, że kiedyś tam zawitam, bo to miasto z przeciekawą, odległą historią oraz mnóstwem zabytków.



Budziszyn to najważniejsze miasto Górnych Łużyc, intrygującej geograficzno-historycznej krainy położonej na terenie Niemiec i Polski. Do dziś jest ich historyczną stolicą. Od przeszło tysiąca lat żyje na tych ziemiach naród słowiański – Serbołużyczanie, który trwa dzielnie, pomimo przeciwności losu, w swej coraz skromniejszej społeczności przez wieki kultywując zwyczaje i język, jakże podobny do naszego. Znajdziemy tego przykłady na dwujęzycznych tablicach informacyjnych, w nazwach ulic czy budynków użyteczności publicznej, bo po latach niemieckich prześladowań i zakazów serbołużycka tożsamość i kultura odradza się i wybucha z nową siłą sprawiając, że ożywają ich dawne opowieści i tradycje.




Znając nieco przeszłość miasta położonego uroczo na skarpie, po obu stronach rzeki Sprewy, wkraczamy w jego uliczki i zauważamy, że ta przeszło tysiącletnia historia wyłania się niemal z każdego miejskiego zakamarka, choć pod koniec drugiej wojny miasto było bardzo mocno zniszczone i widać wiele nowej zabudowy. Nie jest ono duże, wręcz nawet kameralne, ale imponujące zabytki i kolejne punkty widokowe, jeden ładniejszy od drugiego, wręcz zniewalają. To wybitne turystycznie miasto, choć nie oblegane przez zwiedzających. Może na szczęście! Trzeba jeszcze dodać, że oprócz polskiej przeszłości, były tu jeszcze rządy niemieckie, czeskie i węgierskie, stąd zabytki są przeróżne i z różnych okresów.




Najładniejszą panoramę starego budziszyńskiego miasta widzimy z przecinającego dolinę Sprewy Mostu Pokoju, jednego z największych kamiennych mostów łukowych w Saksonii. Widać to na pierwszym zdjęciu wpisu. Są tu potężne mury obronne z masywnymi basztami i wieżami, wieże ciśnień, kościołów, ratusza i wreszcie zamek Ortenburg. To niezwykle fotogeniczne miejsce!




Wspominałam, że miasto przyciąga wzrok z daleka wieloma wieżami. Jest ich w panoramie  Budziszyna kilkanaście i służyły różnym celom. Są więc stare wieże obronne, dawne zamkowe, nowsze wieże ciśnień i takie, które służyły do obserwacji i wskazywały czas. Te najstarsze zbudowano w średniowieczu i noszą dziś nazwy Garbarska, Młyńska i Rybacka. Dziś kilka z nich można zwiedzać, choćby Krzywą Wieżę z bardzo ozdobnym hełmem dobudowanym po pożarze. Jest ona odchylona ponad metr i ma platformę widokową, więc można podziwiać stąd miasto. W kolejnych mieszczą się muzea, kawiarenki, pensjonaty, a nawet kaplica.










Budziszyn ma też zamek – zamek Ortenburg. Pierwszy wzniesiono tu tysiąc lat temu i to w nim podpisano pokój między Niemcami a Polską w 1018 roku. Ten, który dziś oglądamy zawdzięczamy węgierskiemu królowi Maciejowi Korwinowi (XV w.), choć po zniszczeniach wojny 30-letniej otrzymał reprezentacyjne i wyróżniające go renesansowe szczyty, które dodali Wettynowie. Wygląda bardzo przyjemnie, ale podczas naszego pobytu w mieście trudno było dostrzec go w całej okazałości, bowiem plac obok pałacu zastawiony był scenami na jakieś lokalne święto.





Kilka kroków od zamku, przekraczając kolejną miejską bramę, znajdziemy się w magicznym miejscu. Przy murach obronnych stoją romantyczne ruiny dawnego kościoła św. Mikołaja. Wybudowano go w XV wieku, ale dwa wieki później, podczas wojen, został zniszczony. Stan ten trwa do dziś, a magiczne jest to, że w jego ruinach znajduje się… cmentarz. A pochówki odbywają się tam do dziś. Panuje tu niezwykły klimat i spokój, choć to środek miasta.






Gdy przejdziemy kilka kroków w stronę kolejnych wież znajdziemy się w centrum starego miasta. Pierwsza wieża należy do ratusza, który w swej historii był kilkakrotnie przebudowywany. Dziś przyciąga wzrok przyjemną ozdobną, żółtą elewacją oraz wieżą zegarową z aż trzema zegarami. Jeden z nich – słoneczny pamięta jeszcze czasy średniowieczne.






Zaraz obok ratusza stoi jeden z najciekawszych zabytków miasta – katedra św. Piotra. Choć zbudowano ją osiemset lat temu, to obecny wygląd nadano jej w XV wieku. Wygląd świątyni jest okazały, ale najciekawsze jest to, że to najstarsza i jedna z niewielu dwuwyznaniowych (symultanicznych) świątyń w Niemczech. Od 1524 roku modlą się w niej protestanci i katolicy.


FRAGMENT INFORMATORA W JĘZYKU POLSKIM.



Każdy ma w niej swoje miejsce, bowiem podzielono ją na dwie części, tak by każde wyznanie mogło odprawiać msze według swojego obrządku. Katolicy modlą się przy prezbiterium z marmurowym ołtarzem, pozostała część kościoła należy do ewangelików. Wnętrze jest przyjemne, jasne z wieloma kolumnami i ozdobnymi sklepieniami. Całości dopełniają drewniane elementy wystroju, czyli ołtarze, obrazy, stalle w prezbiterium, wspaniałe empory i misterna loża księcia Jana Jerzego III Wettyna (który nigdy w niej nie zasiadał). Obie części posiadają własne organy. Pierwszy raz widziałam tego typu świątynię i cieszę się, że od ponad pięciuset lat różne wyznania żyją w kooperatywie, czyli można!





Skoro wspominałam ratusz, to znaczy, że jesteśmy już na budziszyńskim rynku. Nie jest on duży, ale to nie ma znaczenia, bowiem obstawiony jest wspaniałymi kamienicami, z kolorowymi zdobieniami i misternie rzeźbionymi portalami. Niektóre z budynków posiadają zachowane elementy nawet z czasów średniowiecznych. Podobna zabudowa towarzyszy nam w uliczkach pobocznych prowadzących do wspomnianych atrakcji miasta. Wszędzie mnóstwo kawiarenek, restauracji, pensjonatów i sklepików.













Trzeba wspomnieć jeszcze o jednej miejskiej ciekawostce. Otóż Budziszyn słynie z produkcji musztardy. Przy rynku jest sklep oraz Muzeum Musztardy, ale można także zobaczyć tu, jak wygląda proces jej powstawania. Stare wnętrza sklepu zapraszają do poznania historii, ale można także popróbować różnych jej smaków. A jest ich tutaj całe mnóstwo, o czym byście nawet nie pomyśleli: z majerankiem, piwem, czosnkiem, pomarańczą, maliną, wiśnią… Trzydzieści rodzajów!





Z racji ograniczonego czasu na zwiedzanie Budziszyna pominęłam wiele jego atrakcji. Wspomnieć jednak muszę, że wśród wielu innych muzeów znajdziemy tutaj Serbskie Muzeum, w którym zapoznamy się z serbołużycką historią regionu. Podobno bardzo ciekawie wykonane i można je zwiedzać z audioprzewodnikiem po polsku.

I to tyle o tym ciekawym i z niezwykłą przeszłością mieście. Na pewno za bardzo się nie zmęczycie zwiedzając jego zakamarki, ale wiele z nich to naprawdę wspaniałe pocztówkowe ujęcia!