Ta leżąca na Morzu Śródziemnym,
na styku trzech kontynentów: Europy, Azji i Afryki, największa z greckich wysp,
w dosłownym tłumaczeniu silna, naprawdę taka musi być. Targana wiatrami,
morskimi falami i gorącym klimatem dzielnie stawia czoło naturze. Jej
powierzchnia to w większości góry, czasem wysokie na ponad 2 tysiące metrów
oraz skaliste wybrzeże podzielone paseczkami jasnych plaż, wokół których powstawały
przez wieki wioski i miasta, gdzie do dziś można podziwiać zabytki kultury
minojskiej, bizantyńskiej, arabskiej, weneckiej i osmańskiej.
Klimat panuje tu śródziemnomorski,
umiarkowany, latem ok. 30 stopni, ale na szczytach gór widać śnieg. Deszcz latem
pada tu rzadko, dlatego roślinność jest raczej skąpa. Więc spotykamy tylko te
najtrwalsze: drzewa oliwkowe, figowe, palmowe, araukarie, opuncje i wszelkich
kolorów oleandry, bugenwille oraz hibiskusy. Można zachwycić się tym widokiem i
podziwiać ich wolę przetrwania. Podróż po wyspie to cudne widoki, bowiem często
z jednej strony towarzyszą nam góry ze zboczami pokrytymi winnicami i gajami
oliwnymi, a z drugiej domy, kwiaty, plaże i morze.
Moja podróż na Kretę zaczęła się
dość ekstremalnie, bowiem tak położone jest lotnisko w Chanii. Z lewej strony
poszarpana zatokami wyspa, a na wprost wysoki klif, do którego, wydaje się
niebezpiecznie, zniża się samolot. Podróż do Rethymno, mojego miejsca
wypoczynku, przebiegła bez zakłóceń, ale w pięknych okolicznościach przyrody.
Wszędzie, gdzie to możliwe przy plażach, wciśnięte hotele i pensjonaty otoczone
zadbanymi ogrodami. Dość dobre drogi, po których jeździ sporo samochodów
miejscowych i wypożyczonych pozwala na nie tak szybkie poruszanie się jakbyśmy
chcieli.
Za to przez Rethymno przejechać
bez korków to sukces. Zawsze tłoczno, prawie o każdej porze dnia i nocy. Jest
to przecież dość duże miasto, trzecie co do wielkości na wyspie (40 tyś.
mieszkańców) po Heraklionie (stolicy) i Chanii. Jest tu bardzo gwarno i wesoło,
choć mieszkałam na obrzeżach. Nic dziwnego – Kreteńczycy żyją przede wszystkim
z turystyki. A turystów jest bardzo dużo, z różnych stron świata. W moim hotelu
przebywali, oprócz dużej grupy Polaków w każdym wieku: Anglicy, Rosjanie,
Węgrzy, Armeńczycy, Bośniacy i Grecy. Nie dziwi taka różnorodność nacji, bowiem
miasto to oferuje, oprócz hoteli, restauracji i dwunastu kilometrów plaż,
piękną pogodę, niepowtarzalne zachody słońca oraz mnóstwo zabytków z różnych
kultur.
Szczególne zasługi ma okres
wenecki. Pozostały po nim port z latarnią morską, forteca na wzgórzu,
rezydencje i fontanna Rimondi w centrum Starówki. Cała Starówka przypomina
zresztą muzeum.
Wąskie, klimatyczne uliczki,
piękne bramy, okna, okucia, klamki i mnóstwo kwiatów w pięknych donicach tworzy
naprawdę niesamowity klimat, po którym chce i chce się spacerować.
Jest też mnóstwo kościołów, w
których zbierają się na nabożeństwa niedzielne wyznawcy greckiego kościoła
prawosławnego. Po uroczystościach biesiadują wokół świątyń dzieląc się chlebem
i głośno dyskutując, co przypomina trochę bazar. Potem wszyscy, młodsi i starsi,
idą do kawiarń i tak we wspólnym gronie spędzają czas. Wszystko powoli i
niespiesznie. Jest bowiem co konsumować i popijać.
Kuchnia grecka jest wspaniała.
Dużo warzyw: świeżych i grillowanych (oczywiście ze świeżą oliwą), owoców
morza, jagnięcina i desery popijane kieliszeczkiem raki lub uozo. W mojej
pamięci pozostanie na zawsze pyszna moussaka, przekąski meze, małe frytkowe
rybki, grillowana okra (jadłam po raz pierwszy), bakłażany, cukinie i papryka.
A także bajeczny w smaku deser ryżowy - rizogalo oraz słodka ponad miarę baklava.
Nasycona pięknymi widokami,
słońcem, słoną morską wodą, wypoczęta i opalona wróciłam do rzeczywistości.
Spowolniłam w życiu, bo jak mówią Kreteńczycy, których charakteryzuje stoickie
podejście do życia, wiele rzeczy można zrobić później (czyli według nich czasem
wcale), że lepiej spotkać się z rodziną, sąsiadami i pobiesiadować, bo to jest
ważniejsze. Dla nas też powinno być. Dla mnie życie też jest po to, aby
doświadczać wielu wrażeń. Dlatego już przygotowuję się do następnej podróży. A
na Kretę serdecznie zapraszam!
Kretę uwielbiam :) !!!
OdpowiedzUsuńJa też, a jutro lecę sprawdzić jeszcze Rodos! Prześlę stamtąd całusy!!!
OdpowiedzUsuńMój wyjazd na Kretę wspominam bardzo mile, to przepiękna wyspa gdzie można wypocząć, naładować akumulatory i chłonąć dotykalną historię. Chciałabym pojechać tam jeszcze raz bo mam niedosyt kreteńskich atrakcji. A Rethymno chyba nieustannie jest zatłoczone, no może nad ranem trochę pustoszeje. Mieszkałam na Krecie w malutkiej wiosce kilkanaście kilometrów od kurortu więc doświadczyłam ciszy bo tam nie było żadnych hałaśliwych turystycznych atrakcji, nawet psiakom nie chciało się szczekać. :))
OdpowiedzUsuńMy mieszkaliśmy na obrzeżach Rethymno, gdzie również było dość spokojnie. Do centrum mieliśmy spory spacerek, ale wzdłuż morza, więc była to czysta przyjemność. Wakacje wspominam więc mile i też czuję niedosyt, ale mam jeszcze tyle do zobaczenia, że nie wiem, czy zdążę wrócić:)))
Usuń