Choć pogoda nas w marcu nie
rozpieszcza, a temperatury zmieniają się jak w kalejdoskopie, to przyrody nikt
nie oszuka – ma swoje prawa. Jest wiosna i już! Oczywiście widać to najbardziej
w ogródkach, w których pojawiają się tchnące optymizmem i radością kolory jej
zwiastunów. Na razie nieśmiało, ale z każdym dniem widać tam coraz więcej
żółtych, niebieskich czy fioletowych wiosennych kwiatów. Przyglądam się
codziennie moim rabatkom i uśmiecham się do rozchylających się płatków cebulic,
pierwiosnków, szafirków, hiacyntów czy kwiatków miodunki. Serce się raduje, poprawia
się nastrój, że mam przed sobą kolejny piękny rok do przeżycia. A między
kwiatkami widać też obudzone słońcem pszczoły. One z kolei cieszą się, że
wreszcie będzie można zebrać coś do ula, posilić się i zrobić zapasy, które im
potem podkradamy. Przypominam, że miód, to naturalny antybiotyk, zespół wielu
witamin i mikroelementów tak potrzebnych dla naszego zdrowia. A pszczoły zapylające
rośliny pozwalają na istnienie naszego życia na Ziemi. Dlatego trzeba o nie
dbać!
Poniżej uchwyciłam na zdjęciach piękne
kolory wiosennych kwiatków i nimi się z Wami dzielę. Dla poprawy nastroju i
dobrego humoru!!!
KROKUSY
PIERWIOSNKI
CEBULICE
STOKROTKI OGRODOWE
KROKUSY
HIACYNT
BARWINEK
FORSYCJA
GĘSIÓWKA
GĘSIÓWKA
SZAFIRKI
MIODUNKA PLAMISTA
Te wieloletnie wyrosły same. A poniższa
kolekcja kolorowych bratków dołączyła do nich niedawno!
Cały
dzień spędziłam na zwiedzaniu Lwowa, więc w międzyczasie trzeba było się
posilić. I tu może pojawić się problem, co wybrać! A wybór jest ogromnie
trudny, bowiem lokali jest niezliczona ilość. Mam na myśli tylko rynek Starego
Miasta z przyległymi uliczkami! Do wyboru i koloru, jak mówi powiedzenie. I
kawiarenki, i restauracje, i restauracje-muzea. Większość ulokowana jest w pięknie odnowionych,
starych, zabytkowych kamienicach, z których każda ma swoją ciekawą historię,
więc i knajpki są ciekawe, i niepowtarzalne. Nie widziałam nigdzie takiej
różnorodności i oryginalności! I czy to przedpołudnie, czy wieczór – były
zapełnione, może dlatego, że ja tam byłam w sobotę. I byłam pod ogromnym
wrażeniem, bo podobno miejscowi nie zarabiają za wiele, a turystów jeszcze nie
było tak dużo!
RESTAURACJA-MUZEUM DOM LEGEND
Przyczyna
ich popularności tkwi na pewno w różnorodności, ale też pomysłowości ich
właścicieli, bowiem aby napić się doskonałej kawy możemy znaleźć się w Kopalni Kawy (pod ziemią, w kaskach na
głowie). Możemy podglądać przez szybę ręczną produkcję czekoladek z belgijskiej
czekolady w Lwowskiej Manufakturze
Czekolady, na piętrze tej kamienicy dokonać wybranego zakupu, a na
kolejnych piętrach, w kawiarence jej się napić. Klimatycznie i pysznie!
NIEDUŻA FILIŻANKA PYSZNEJ CZEKOLADY, OBOWIĄZKOWO ZE SZKLANKĄ WODY(2 OSOBY - CENA OK. 10 ZŁ)
PYSZNA, CZEKOLADOWA PAMIĄTKA Z MANUFAKTURY (OK. 20 ZŁ)
W
dzielnicy żydowskiej jest kamienica z ziejącym smokiem i jeżdżącymi wagonikami.
Tam mieści się siedmiopiętrowa restauracja-muzeum Dom Legend, z bajkowym wystrojem lwowskich legend. Na dachu jest
taras widokowy, z prawdziwym trabantem, do wypróbowania! Po drugiej stronie, w
restauracji żydowskiej Pod Złotą Różą
nie ma podanych cen, a kiedy otrzymamy rachunek należy się po żydowsku
targować, by zapłacić mniej. Interesujące!
CIEKAWIE PRZYSTROJONA KAMIENICA.
W
kawiarence ormiańskiej Virmence zamówioną
kawę wlewają do miedzianego tygielka i parzą ją przy nas na gorącym piasku.
Jeszcze inna restauracja-muzeum Gazowa
Lampa poświęcona jest działalności Ignacego Łukasiewicza, wynalazcy lampy
naftowej. Była tu apteka, w której pracował, a teraz oto wygląda przez okno kamienicy,
mówiąc coś do swego współpracownika Jana Zeha, siedzącego przed apteką. Do
lokalu można wejść tylko po to, by podziwiać zabytkowe lampy. A gdy zdecydujemy
się zamówić drinka, to może to być gazówka, naftówka, benzynówka podane w
probówkach. Pomysłowe, prawda?
CIEKAWIE USYTUOWANA NA PIĘTRZE KAMIENICY RZEŹBA IGNACEGO ŁUKASIEWICZA.
A PRZED RESTAURACJĄ ZAPRASZA JAN ZEH.
Następna -
to ostatnio reaktywowana, zasłużona w latach międzywojennych, kiedy to bywała
tu cała bohema miasta - restauracja Atlas.
Artyści pozostawili tu po sobie rysunki, fraszki i piosenki pieczołowicie
wyeksponowane dziś przez właścicieli. To tu, jeden z międzywojennych właścicieli
– pan Edzio, wymyślił pierwszą płatną ubikację, z pilnującą ją babką klozetową.
Na tę pamiątkę dziś nad wejściem do toalety widniej napis PAN EDZIO.
Oryginalnie i humorystycznie!
RESTAURACJA ATLAS.
W innej
części rynku zauważyłam jeszcze inną ciekawą restaurację. To Teatr Piwa „Prawda”, w którym na miejscu
jest mini-browar, a kolorowe puszki i butelki tego trunku wypełniają całe ściany
lokalu, aż po sufit! Natomiast naklejki na butelkach humorystycznie odwołują
się do aktualnych, politycznych wpadek wielkich światowych przywódców. Przy Katedrze Łacińskiej zauważyłam jeszcze
inny, wręcz niepozorny lokal. To Cafe1,
którego kolorowy meblowy wystrój uznałam za bałagan. Ale, gdy się przyjrzeć
bliżej, to wszystko tu ma sens i do siebie pasuje, a klimat taki swojski i lwowski.
W dodatku ustawiono obok znak KISS PLACE, czyli jest to miejsce, w którym
trzeba się pocałować. Ciekawa reklama!
NIEPOZORNA, CHOĆ REWELACYJNIE USYTUOWANA CAFE1.
Nieco z
boku, przy Kościele Dominikańskim jest jeszcze jedna ciekawa kawiarenka. Na
budynku widać napis Kawa Wino Eklerki
oraz Lwowska Świeczkowa Manufaktura,
a do nozdrzy konsumujących dochodzą zapachy produkowanych tu ręcznie ozdobnych
świec. Ludzka wyobraźnie nie zna tu granic!!! A to tylko niektóre lokale…
LWOWSKA ŚWIECZKOWA MANUFAKTURA KAWA WINO EKLERKI.
JEST TEŻ TAKA, WIELE MÓWIĄCA SWYM KOLOREMI WYSTROJEM CAZANOVA.
Ja swój
obiad chciałam zjeść ze Szczepciem i Tońkiem, więc udaliśmy się do polskiej
restauracji Lwowska Premiera. Tak też
się stało! Idole międzywojennej audycji radiowej, najpopularniejszej w całych
dziejach polskiego radia, mają tu swoje rzeźby i witają wchodzących,
przypominając dawne, piękne dzieje tego miasta. Jest tu tanio, choć z jakością
jedzenia bywa różnie. Nam barszcz ukraiński i pierożki pielmieni smakowały
(dwie osoby, to koszt 200 hrywien=ok. 30 zł), ale inni spotkani tu Polacy mieli
różne odczucia.
RESTAURACJA LWOWSKA PREMIERA.
LWOWSKIE BATIARY - SZCZEPCIO I TOŃKO.
Jak
zauważyliście, ta różnorodność i oryginalność lokali lwowskich jest
niesamowita. Tylko brać z tej oryginalności przykład! Choć z jakością jedzenie
już bywa różnie, jednak na pewno głodni nie będziemy. Ale to już każdy
odwiedzający to piękne miasto musi sam ocenić. Byliście może?
OPRÓCZ RESTAURACJI SĄ TEŻ CIEKAWE SKLEPY Z RĘCZNYMI WYROBAMI.
TU PIĘKNIE OPAKOWANE, NA MIEJSCU WYPIEKANE PIERNICZKI.
Temu
wpisowi miałam nadać tytuł: Podróż
sentymentalna do Lwowa, ale okazało się, że jest już takich całe mnóstwo w
Internecie i zmieniłam zdanie. Ale prawda jest taka, że jest to dla mnie wielka
podróż sentymentalna! I nie chodzi tu tylko o ilość kilometrów do Lwowa czy
długość podróży, ale o odwiedzenie miejsca, które przez przeszło cztery wieki
były w polskich granicach, a potem, pod zaborami, było co prawda stolicą
autonomicznej Galicji, ale też ważnym ośrodkiem kultury polskiej. Aż do 1945
roku! Wtedy przygasło, Polacy wyjechali lub ich wysiedlono. Zostało niewielu,
ale są tam do dzisiaj. A oprócz nich jest tu wiele śladów z polskiej
przeszłości miasta. Spacerując po zakątkach Lwowa natrafiamy na nie co krok.
Dlatego to podróż sentymentalna i dlatego bardzo przyjemna! A pragnęłam
zanurzyć się w jego uliczki już wtedy, kiedy wiele, wiele lat temu, obejrzałam
przedwojenną komedię Włóczędzy z najpopularniejszymi
lwowskimi batiarami: Szczepciem i Tońkiem. I to od wtedy brzmi mi w uszach ich niezapomniana
melodia: Bo gdzie jeszcze ludziom tak
dobrze jak tu, tylko we Lwowie… Tak było, a jak jest dziś?
Czy warto
dzisiaj odwiedzić Lwów?
Otóż tak, a powodów jest mnóstwo!!! Sama sprawdziłam,
więc po kolei!
1) Jest
ładnie położone, podobno na siedmiu wzgórzach. Na jednym z nich są ruiny
średniowiecznego zamku. Można z niego podziwiać to duże, rozbudowujące się i
liczące ponad osiemset tysięcy mieszkańców miasto. I połowa wszystkich
ukraińskich zabytków znajduje się właśnie tutaj! Dlatego nazywane jest czasem Florencją albo Rzymem Wschodu, więc każdy zaułek Starego Miasta tchnie historią i
przenosi nas w odległą przeszłość. Często wygląda tak, jakby czas się tu
zatrzymał!
2) Jest też
bardzo stare! Wzmianki o jego założeniu pochodzą z 1250 roku, a dokonał tego
król Rusi – Daniel I Halicki. Nadal też mu nazwę, która pochodzi od imienia
jego syna – Lwa. Lew zresztą jest w nowym herbie miasta, a jego wizerunki można
spotkać w wielu miejscach miasta.
POMNIK KRÓLA DANIELA.
3) W
połowie XIV wieku, przeszło pod władanie polskich królów na podstawie umowy
spadkowej. I do dziś widoczne są tu działania naszego króla - Kazimierza
Wielkiego, który temu wieloetnicznemu miastu (Rusini, Ormianie, Polacy, Żydzi,
Tatarzy) w dokumencie lokacyjnym potwierdził prawa do współistnienia różnych
narodowości zamieszkujących to miasto. Stąd do dziś stojące od dawnych czasów
klasztory i świątynie chrześcijańskie, ormiańskie, żydowskie i prawosławne.
Niektóre pełnią dziś inne role (np. muzea), ale istnieją. Są zadbane lub w
trakcie remontu. Jest ich tutaj ponad pięćdziesiąt! O nich będzie osobny wpis.
BASZTA PROCHOWA Z XVI WIEKU. PO LEWEJ CERKIEW ZAŚNIĘCIA MATKI BOSKIEJ, PO PRAWEJ KOŚCIÓŁ DOMINIKANÓW, OBECNIE CERKIEW.
FASADA KOŚCIOŁA DOMINIKANÓW. PO DODANIU IKONOSTASU ZAMIENIONY W CERKIEW.
MALOWNICZA KATEDRA ORMIAŃSKA.
CERKIEW PRZEMIENIENIA PAŃSKIEGO Z XIX WIEKU.
KATEDRA ŁACIŃSKA.
KOŚCIÓŁ JEZUICKI ŚW. PIOTRA I PAWŁA. OBECNIE KATOLICKI KOŚCIÓŁ GARNIZONOWY OBRZĄDKU BIZANTYJSKO-UKRAIŃSKIEGO.
KOŚCIÓŁ I KLASZTOR BERNARDYNÓW. OBECNIE CERKIEW ŚW. ANDRZEJA.
4) Przez
wieki było jednym z największych, najbogatszych i najpiękniejszych miast
Rzeczpospolitej. Było przecież miastem królewskim. Więc mieszkały tu najzacniejsze
rody, nie tylko polskie. Stąd do dzisiaj podziwiamy przepiękne pałace i bardzo
ozdobne kamienice, np. kamienica Sobieskich, Lubomirskich, Arcybiskupia, pałac
Potockich. Różne style, zdobienia, wzory i kolory. Niesamowite doznania
estetyczne!
NAJBARDZIEJ OZDOBNA KAMIENICA SOBIESKICH, ZWANA MAŁYM WAWELEM.
5) Oprócz
pałaców i kamienic jest wiele przepięknych, zabytkowych budynków użyteczności
publicznej. Należy wymienić tu choćby klasycystyczny Ratusz, XVII-wieczny Uniwersytet,
Bibliotekę i Politechnikę Lwowską (XIX wiek), secesyjny obiekt Galicyjskiej
Kasy Oszczędności czy przyciągający wzrok, ozdobny budynek Hotelu George (Żorż),
w którym niegdyś, w czasach jego świetności, bywali najbardziej znani politycy
i artyści.
OGROMNY, KLASYCYSTYCZNY RATUSZ Z PIĘKNĄ WIEŻĄ.
HEJNAŁ Z NAJWYŻSZEGO PIĘTRA RATUSZA,
GRANY NA DWÓCH TRĄBKACH.
BUDYNEK TEATRU IM. M. ZAŃKOWIECKIEJ.
SECESYJNY OBIEKT GALICYJSKIEJ KASY OSZCZĘDNOŚCI.
KIEDYŚ LUKSUSOWY HOTEL GEORGE (ŻORŻ). DZIŚ TEŻ PRZYCIĄGA WZROK!
6) Na
osobną uwagę zasługuje majestatyczny Lwowski Teatr Narodowy Opery i Baletu im.
S. Kruszelnickiej. Tutaj szczególnie widać potęgę i zasobność dawnego Lwowa.
Jest to świątynia piękna i na zewnątrz, i w środku. Można ją śmiało porównać do
tych najpiękniejszych w Europie. Aby ją zwiedzić należy wykupić bilet. Kosztuje
niewiele, ale jego wnętrze pełne przepychu, to uczta dla oczu. Szczególnie
pięknie wygląda z zewnątrz, kiedy jest podświetlona o zmroku. Niezapomniany
widok! Ale takie piękno wymaga osobnego wpisu.
7)
Wspaniałych wrażeń dostarcza spacer starymi, brukowanymi uliczkami lub
nowoczesnymi prospektami. Piękna jest Aleja Swobody, choć zimą nie działają
jeszcze fontanny. Przyjemnie jest też przysiąść na jednej w bardzo wielu ustawionych
tu ciekawych ławeczek, których kute oparcia mają kształt lwów. Taka ilość ławeczek
w każdym zakątku miasta to wielki plus, bo w wielu europejskich miastach mi ich
brakowało, np. w Amsterdamie odpoczywałam siedząc na ulicy! Tu luksus!
ALEJA SWOBODY Z CHARAKTERYSTYCZNYMI ŁAWECZKAMI.
BRUKOWANE I KLIMATYCZNE ULICZKI STAREGO MIASTA.
8) Gdy
się zmęczymy lub zgłodniejemy, to czeka na nas duża ilość różnych, nietypowych
lub udziwnionych restauracyjek i kawiarenek. I nie zbankrutujemy! Tu nas stać
na wszystko, możemy chodzić nawet od knajpki, do knajpki. Mówi się, że
miejscowi mało zarabiają, ale w sobotnie popołudnie i wieczór wszystkie były
zapełnione, choć jest ich tu naprawdę mnóstwo, w każdym zakątku. Byłam pod wielkim
wrażeniem! Więcej o tym będzie w osobnym wpisie.
POLSKA RESTAURACJA LWOWSKA PREMIERA.
RESTAURACJA - MUZEUM DOM LEGEND, Z TARASEM WIDOKOWYM I TRABANTEM NA DACHU.
9) Spacerując
po Lwowie natykamy się na pomniki Polaków, np. Adama Mickiewicza, czy też na
polskobrzmiące nazwy ulic lub placów, więc czujemy się bardzo swojsko. Od Rynku
odchodzi ulica Krakowska, inne poświęcone są naszym wielkim Polakom:
Mickiewiczowi, Kopernikowi, Chopinowi, Matejce czy Konopnickiej. Ale
najfajniejsze jest to, że nie trzeba się wysilać i mówić w obcym języku, aby
się dogadać (choć młodzi Ukraińcy posługują się angielskim). Nasze języki są
dość podobne, więc można spokojnie mówić po polsku - będziemy zrozumiani, a
poza tym wiele osób zna nasz język. To miłe! Dlatego czułam się tu dobrze i
bezpiecznie.
KOLUMNA Z CIEKAWYM POMNIKIEM MICKIEWICZA.
10) Będąc we Lwowie trzeba się też przejechać tramwajem, takim rozlatującym się reliktem przeszłości. Ale wewnątrz światowo! Spikerka zapowiada kolejny przystanek po ukraińsku i… jak na ironię – po angielsku. Cztery przystanki ze ścisłego centrum do Cmentarza Łyczakowskiego, tramwajem nr 7 za ok. 50 groszy. Wrażenia niezapomniane i prawie za darmo! A wizyta na Cmentarzu pojawi się w osobnym wpisie.
TRAMWAJ NR 7 PRZY CMENTARZU ŁYCZAKOWSKIM.
11) No i
na koniec trzeba odwiedzić miejscowych, międzywojennych bohaterów - Szczepcia i
Tońka, a właściwie ich rzeźby, które witają nas w restauracji Lwowska Premiera. To polska restauracja,
z obsługą mówiącą po polsku i menu po polsku. Może istniała już w okresie
międzywojennym i oni też tu bywali? We Lwowie są bardzo popularni, gdyż Kazimierz Jan Wajda (Szczepcio) i Henryk
Vogelfänger (Tońko) to rodowici lwowianie. W tamtym okresie byli spikerami Polskiego Radia Lwów, biorącymi udział w
humorystycznym słuchowisku radiowym Wesoła
Lwowska Fala. Tam językiem lwowskich baciarów (urwipołciów) przedstawiali
poprzez skecze i monologi specyficzny klimat ówczesnego Lwowa. Podobno podczas
transmisji audycji ulice pustoszały, tak wszystkim to się podobało. Nie znam
ich z audycji radiowych, ale z filmu tak, bo w kilku wystąpili (Włóczędzy, Będzie lepiej-ostatnio
odnowiony)). Ich lwowska gwara i humor są powalające. Nie dziwię się, że
stworzyli audycję najpopularniejszą w całych dziejach polskiego radia. Cieszę
się, że mogłam ich tu spotkać!
BATIARY: SZCZEPCIO I TOŃCIO WITAJĄ W RESTAURACJI LWOWSKA PREMIERA.
- Możliwe, że więcej ładniejszych jest miast, lecz
Lwów jest jedyny na świecie i z niego wyjechać ta gdzież ja bym
mógł ta mamciu ta skarz mnie Bóg! – śpiewali po lwowsku Szczepko i
Tońko. Ja się do nich ze śpiewem przyłączam i potwierdzam – tak, jedyny taki na
świecie! Piękny, choć ciągle remontujący się, ale swojski i klimatyczny! Z
wiadomych powodów musiałam jednak wyjechać. Jednak na przejściu granicznym
miałam karę: akurat tłok i jedenastogodzinne oczekiwanie na odprawę. Ale mimo
to chętnie wrócę!!!