27 lipca, 2025

Na półwyspie Formentor. Majorka.

 

Na Majorce jest wiele fantastycznych miejsc stworzonych ręką człowieka, ale też takich, które przez miliony lat tworzyła matka natura. Wspomniałam w ostatnim wpisie, że dziś będą urokliwe miejsca stworzone właśnie jej ręką. Taki jest bowiem choćby półwysep Formentor, najdalej na północ wysunięta część wyspy. Majorkańczycy nazywają go miejscem, gdzie spotykają się wiatry i rzeczywiście podczas mojej wizyty również wiało.



Jest on bez wątpienia klejnotem Majorki i najpiękniejszym jej fragmentem. Ten końcowy dwudziestokilometrowy odcinek majorkańskich gór Serra de Tramuntana  zbudowany jest z wysokich, poszarpanych wysokich klifów, które wynurzają się z głębin Morza Śródziemnego smagane wiatrami i morskimi falami. Między nimi znajdziemy malownicze wąwozy oraz nieduże plaże ulokowane w malowniczych zatoczkach, które podziwiamy znad stromych przepaści. Na jego końcu stoi latarnia morska zbudowana w 1863 roku, do której dojedziemy wąską i oplatającą górskie stoki niczym wąż widowiskową drogą. Te zapierające dech krajobrazy można podziwiać z punktów widokowych ulokowanych na jej trasie. Zanim dotrzemy do wspomnianych punktów widokowych zatrzymamy się na jednej z najpiękniejszych plaż na wyspie.



PLAYA DE FORMENTOR.

To plaża Formentor, do której  można dopłynąć statkiem turystycznym z Port de Pollença (Pojensa), dojechać miejskim autobusem albo z zorganizowaną wycieczką, z czego ja skorzystałam. Można też wypożyczonym autem, ale dla nich od tego roku wprowadzono w sezonie mnóstwo ograniczeń wjazdowych. Poza tym parking jest drogi. 








Plaża ma kilometr długości i otoczona jest pachnącym lasem sosnowym. Nie jest szeroka, więc w sezonie trudno znaleźć miejsce do leżakowania, ale sam pobyt na niej i zobaczenie jej krystalicznie czystych i turkusowych wód, białego piasku i malowniczych skał to niezwykłe doznanie. Z jej poziomu roztaczają się równie wspaniałe widoki na wynurzającą się z morza małą wysepkę oraz na pasmo górskie, które nadają temu miejscu idyllicznego charakteru. Parę kilometrów dalej znajduje się kolejne fantastyczne miejsce.









MIRADOR ES COLOMER.

To pierwszy przystanek na drodze prowadzącej do latarni morskiej. Znajduje się przy trasie, którą zbudował na początku XX wieku Antonio Parietti Coll. Jego pomnik znajdziemy przy tarasie widokowym. Twórcą tarasu był również wspomniany inżynier drogowy (matka z Majorki, ojciec z Włoch), twórca widowiskowych tras udostępniających miejscowym i turystom trudno dostępne a widowiskowe miejsca na wyspie.




Taras widokowy es Colomer znajduje się na szczycie 200-metrowej skały i prowadzi po jej szczycie przez kilkaset metrów. Trasa nie jest dostępna dla każdego, bowiem jest na niej wiele kamiennych schodków, choć wygodna.  Ale widoki, która odkrywają się z każdym krokiem są zachwycające!







Można tu kontemplować dziką naturę, majestatyczne klify i bezmiar błękitnych wód. Mnie dosłownie zaparło dech, a usta same układały się w zachwycie. To miejsce, którego nie można przestać fotografować. I zapada w pamięć na zawsze!








A na parkingu dodatkowa przyrodnicza atrakcja. Można spotkać miejscowe celebrytki – kozy, które potrafią być bardzo natrętne. To takie przywracające na ziemię spotkanie po tych duchowych przeżyciach na szczycie.




To był jeszcze jeden kawałek Majorki, wyspy które mnie urzekła i do której powrócę jeszcze w dwóch wpisach.


16 lipca, 2025

Miasto na wzgórzu, czyli Alcúdia. Majorka.

 

Okolice Alcudii to jedne z najpiękniejszych miejsc na Majorce. Mnóstwo tu sosnowych lasów, przepiękne zatoczki z krystalicznymi wodami, najlepsze na wyspie plaże, przebogata historia, więc mnóstwo zabytkowych miejsc i doskonała baza turystyczne. I to są powody, dla których tę okolicę położoną na północnym wschodzie kraju warto odwiedzić. My w tym roku (maj) wypoczywaliśmy w Can Picafort, więc do miejscowych atrakcji, a szczególnie do Alcudii, mieliśmy bardzo blisko.




Północno-wschodni  obszar Majorki zamieszkały był już w czasach prehistorycznych, który nazywany jest epoką talajotyczną. Pozostały po niej megalityczne konstrukcje kamienne nazywane talajotami. Pamiątki po tych czasach znajdziemy też w lokalnych muzeach. Potem rejon ten zamieszkali Fenicjanie oraz Grecy.

W II wieku p.n.e. tereny te podbili Rzymianie i stworzyli osadę nazwaną Pollentia, którą ozdobili wspaniałymi budowlami, świątyniami i teatrem. Miasto leżące między zatoką Alcudia i Pollensa stało się wtedy ważnym punktem handlowym i stolicą. W kolejnych wiekach złupili je jednak Wandalowie i piraci.

Potem przybyli na wyspę Maurowie i w pobliżu ruin utworzyli nowe miasto. Nazwali je Alcudia, co podobno po arabsku znaczy na wzgórzu. W XIII wieku podbili te tereny katalońscy chrześcijanie. Królem był wtedy Jakub I. Jego następca Jakub II rozbudował miasto i otoczył murami obronnymi. A ruiny starożytnej Pollensy można dziś oglądać na peryferiach Alcudii. I w dzisiejszym wpisie zapraszam na spacer po tym  urokliwym mieście, na którym kolejni zdobywcy pozostawili po sobie niezwykłe dziedzictwo kulturowe widoczne w wąskich uliczkach miasta.

Can Picafort i Alcudię dzieli dwanaście kilometrów i najtaniej jest przejechać ten odcinek miejskim autobusem linii 324. Wysiadamy pod jedną z trzech średniowiecznych bram miasta i widzimy, że historyczne centrum otoczone jest dobrze zachowanymi murami obronnymi. Mają one półtorej kilometra długości i sześć metrów wysokości. Budowano je przez ponad sześćdziesiąt lat i ukończono w 1362 roku. Cała konstrukcja wzmocniona była 26 wieżami i otoczona fosą, która istnieje do dziś. Spacer najlepiej zacząć od wejścia na mury i podziwiania widoków miasta i otoczenia z tej perspektywy.











Już po przekroczeniu bram miasta wpadamy w zachwyt i widzimy,  że nie sposób oprzeć się jego urokowi. Spacer wąskimi uliczkami, wzdłuż których jest mnóstwo kwiatów, należy do ogromnych przyjemności. Starówkę Alcudii tworzą w dużej części średniowieczne domy z kolorowymi okiennicami, w tym domy dawnej szlachty zwane Casas Señoriales z renesansowymi oknami i herbami. Jest też wspaniały ozdobny ratusz. Większość uliczek przeznaczona jest tylko dla spacerujących i oprócz podziwiania architektury oferują one klimatyczne restauracje i kawiarnie z pięknymi tarasami, sklepy z rękodziełem, stylowe butiki i majorkańskie specjały. Raz po raz docieramy do krawędzi murów obronnych, które wytyczają nam ścieżki do zwiedzania.









Na pewno dotrzemy też do kościoła św. Jakuba. Jego postawienie zlecił król Jakub II na początku XIV wieku. To najbardziej charakterystyczna budowla miasta, która kiedyś była wbudowana  w mury i stanowiła część wieży strażniczej. Była więc świątynią warowną i nie przetrwała do dzisiejszych czasów. Obecna powstała w XIX wieku i jest piękną, neogotycką rekonstrukcją tamtego starego. Nad wejściem wbudowano wspaniałą rozetę, która pięknie doświetla kamienne wnętrze. A zaprasza ono do zwiedzania (za 1€). W środku zobaczymy spektakularne ołtarze, które stanowią prawdziwe dzieła sztuki. We wnętrzu mieści się również ciekawe muzeum parafialne, które posiada zbiory sakralne z różnych epok.












Ponieważ Alcudię zwiedzałam we wtorek trafiłam na lokalny targ, który odbywa się właśnie tego dnia, a także w niedzielę. Zajmuje on wtedy znaczną część historycznego centrum, ma długą tradycję i jest chyba najpopularniejszym na Majorce. Można zaopatrzyć się na nim prawie we wszystko, ale moją uwagę zwróciły lokalne produkty spożywcze, a wśród nich soczyste owoce i okazałe warzywa, z przyciągającym aromatem pachnących ziół. I tych świeżych, i tych suszonych. Zresztą sami zobaczcie! Smak pomidorów-gigantów (cena niższa od naszych krajowych) i soku ze świeżych pomarańczy (też cena niższa niż u nas w kraju) rewelacyjny! A fajną pamiątką z Majorki będzie lokalna, kolorowa ceramika.










To tyle o wspaniałym majorkańskim miejscu zbudowanym przez człowieka. Następny wpis będzie o tym, co zdziałała w tym miejscu wyspy Matka Natura!