24 lipca, 2019

Wielkie atrakcje małego Wąsowa.


Z daleka od głównych tras, kilka kilometrów od wspomnianego wcześniej na blogu Nowego Tomyśla  i pięćdziesiąt kilometrów od Poznania leży ta niewielka miejscowość, która szczyci się bardzo ciekawą przeszłością. Wiele takich ciekawych w całej okolicy, ale ta jest wyjątkowa. Posiada bowiem ogromny zabytkowy folwark, kaplicę i dwa piękne pałace, które są pamiątkami po ich fascynujących właścicielach.


1) Wąsowo jest wyjątkowe dlatego, że w XVIII wieku właścicielami jego i okolicznych dóbr byli znani polscy patrioci – Sczanieccy. Najbardziej mi znana jest Emilia, o której wspomnienie jest też w naszym Muzeum Okręgowym w Koninie – Gosławicach. Była to niestrudzona opiekunka rannych w czasie powstań (tworzyła lazarety), opiekowała się dziećmi, pracowała na rzecz kobiet. To niesamowicie ciekawa polska postać, warto o niej poczytać! Sczanieccy posiadali w Wąsowie swą rodową siedzibę, piękną rezydencję w stylu barokowo – klasycystycznym. Do dziś o świetności rodu świadczy duży, trójkątny fronton z ich herbami rodowymi (Sczanieccy i Skórzewscy). Obecnie znajduje się w nim hotel.





2) Obok, Sczanieccy pobudowali ciekawą kaplicę Wniebowstąpienia Pańskiego, w kształcie rotundy, w której i dziś młode pary chętnie biorą ślub, bo miejsce bardzo romantyczne. Niestety, zawirowania historii spowodowały, że brat Emilii sprzedał majątek w Wąsowie, który ostatecznie znalazł się w rękach Niemca - Richarda von Hardta. Było to w 1868 roku. I ten wykształcony, bogaty i światowy człowiek, przemysłowiec posiadający rodzinne zakłady sukiennicze niemal na całym świecie upodobał sobie właśnie Wąsowo na rodową siedzibę. Zamarzyło mu się najnowocześniejsze i unikatowe gospodarstwo rolne w tej wschodniej części Królestwa Pruskiego, niedaleko granicy z Królestwem Polskim (pokazać wyższość niemiecką?).






3) Marzenia swe spełnił, bowiem ogromne gospodarstwo składało się z 15 zabudowań folwarcznych (większość jest wyremontowana). Dziś jest tu najciekawszy przykład pruskiej architektury w Wielkopolsce. Całe kilkuhektarowe podwórko i okoliczne drogi były wybrukowane kostką granitową, zmelioryzowano pola, na których pracował pług parowy, a wyprodukowane buraki cukrowe dowożone były wybudowaną przez niego kolejką wąskotorową do… wybudowanej, również przez niego, cukrowni. Zbudował też nowoczesne willo-domki dla folwarcznych i pałacowych pracowników, które do dziś wyróżniają się ciekawą zabudową, a położone są wzdłuż starej alei lipowej, która odchodzi od folwarku. Wszędzie też doprowadzono elektryczność. Rodzina Hardt była tu do końca drugiej wojny światowej, do czasu, kiedy podczas przemarszu wojsk sowieckich, zginął ostatni właściciel - wnuk, również Richard. Po wojnie były tu PGR-y, a dziś Folwark Wąsowo to prywatne miejsce, w którym właściciele prowadzą ekologiczną hodowlę warzyw, z których można posmakować potrawy i przetwory w stylowej restauracji. W kilku obiektach są pokoje hotelowe. Kolejne budynki zachowały oryginalne nazwy: Kuźnia, Źrebięciarnia, Stodoła, Gorzelnia, Stajnia. Jest tu też miejsce na duże, stylowe wesele.  





WEJŚCIE NA WYBRUKOWANE PODWÓRKO.

DAWNA KUŹNIA ...

... I DAWNA STAJNIA.

INNE BUDYNKI FOLWARCZNE I OGROMNE PODWÓRKO.

ŹREBIĘCIARNIA, W KTÓREJ JEST STYLOWA RESTAURACJA.

RESTAURACJA - ŹREBIĘCIARNIA.

PRZED RESTAURACJĄ ZAMIAST KWIATÓW PACHNĄCE ZIOŁA.

OGROMNA STODOŁA, W KTÓREJ ODBYWAJĄ SIĘ WESELA W WIEJSKIM STYLU.

WNĘTRZE STODOŁY.

WIDOWISKOWA ALEJA LIPOWA Z WILLO-DOMKAMI DLA PRACOWNIKÓW. 


 4) Richard von Hardt zakupiwszy posiadłość 1868 roku postanowił też zbudować inną siedzibę dla swej rodziny, większą i bardziej reprezentacyjną. I tak, obok pałacu Sczanieckich, stanął na wzgórzu pomurowany z czerwonej cegły zamek, nawiązujący do czasów średniowiecznych. Był on potem rozbudowywany i przebudowywany, więc dziś robi trochę Hogwartowe wrażenie (choć całość jest pieczołowicie odrestaurowana). Z dobudówkami, okazałym wejściem i ośmiokątną wieżą ten neogotycki zamek wygląda na pełnego tajemnic i legend. Otoczony jest 50-ha parkiem angielskim ze starodrzewiem, w którym pochowany jest właściciel. Znajduje się tu też mini-zoo i stajnia z witającymi nas konikami. Wnętrza zamku są imponujące i stylowe, wchodząc do środka od razu czujemy, że przenieśliśmy się do innej epoki. Ten obiekt też jest w prywatnych rękach i mieści się w nim hotel z restauracją, która serwuje pyszną kuchnią. Niesamowite miejsce, choć panująca susza trochę ogród zubożyła, to i tak bardzo mi się tu podobało.




ZAPRASZAJĄ TEŻ ROZBRYKANE I CIEKAWSKIE ŹREBAKI.





SAMI OCEŃCIE, CZY SIĘ WAM PODOBA?

PODJAZD DOBUDOWANY Z OKAZJI PRZYJAZDU CESARZA WILHELMA II. 


UROKLIWE FRAGMENTY FASADY.


PO PRAWEJ WIEŻA, JAK Z HOGWARTU.

W DOLINCE OGRODOWEJ STAW Z ROMANTYCZNYM MOSTKIEM.



IMPONUJĄCE I STYLOWE WNĘTRZA.





IMPONUJĄCA KLATKA SCHODOWA.




Jak widać, w każdym zakątku naszego kraju, nawet najmniej spodziewanym, można znaleźć takie perełki, obdarzone dodatkowo niesamowicie ciekawą przeszłością.

Serdecznie dziękuję naszej LGD Między Ludźmi i Jeziorami (w której też się udzielam) za zorganizowanie takiego ciekawego wyjazdu. 

Pozdrawiam Was kochani i serdecznie dziękuję za komentarze, które dodają mi skrzydeł do działania 😊😊😊



16 lipca, 2019

Festyn na lotnisku w Kazimierzu Biskupim.


Ostatni wpis poświęciłam klasztorowi i historii Kazimierza Biskupiego, a dziś o jego współczesności, czyli o naszym lotnisku. Pisałam o nim już wcześniej (TUTAJ), bo jesteśmy dumni z posiadania, nie tylko zabytków i wyższej uczelni, ale i lotniska. Dużo się na nim dzieje, ale było trochę zaniedbane. Ostatnio zaczęło się to zmieniać! A to choćby za sprawą pięknego i ogromnego malunku na drzwiach jednego z hangarów. Jest na nim historia lotnictwa, tego naszego, miejscowego, bowiem namalowane tu latające maszyny można na naszym lotnisku oglądać, np. AN2, zwany popularnie tu Antkiem. Ten ciekawy malunek-mural można było podziwiać w ostatnią niedzielę, bowiem wtedy nastąpiło jego odsłonięcie.  


POWOLI, POWOLI JEST CORAZ ŁADNIEJ!

LOTNISKOWE HANGARY.

Wtedy w ramach Dni Otwartych członkowie lokalnego Aeroklubu Konińskiego zaprosili mieszkańców gminy do siebie. To, co oglądamy zazwyczaj przez siatkę ogrodzenia wyjechało z hangarów i rozstawione było na płycie lotniska. Były tam aeroklubowe maszyny: te mniejsze i te większe, i te ciche, czyli szybowce. Można było obejrzeć je z bliska, porozmawiać z pilotami i siąść za sterami tej, czy innej maszyny. Oczywiście na „sucho”!












BUDYNEK PORTOWY.


A gdy ktoś chciał sobie polatać i pooglądać miejscowość z lotu ptaka, oczywiście nie za sterami, można było zapisać się na dłuuuuugą listę chętnych, spośród których wylosowano 24 szczęśliwców do darmowego przelotu widokowego nad Kazimierzem. Ja się niestety nie załapałam (numer 862!), a szkoda! Mam ochotę na taki lot, więc będę musiała stracić. Nad naszymi głowami zaś pojawiali się od czasu do czasu skoczkowie, z działającego na lotnisku miasteczka spadochronowego SkyCamp. Widziałam tam nawet kiedyś Martynę Wojciechowską uczącą się skakać, której chyba nie dość przygód! 


TO CHYBA ZAPROSZONE MASZYNY?




 
Tego dnia można było też tu potańczyć, bo przygrywał do tańca zespół oraz coś skonsumować na stoiskach gastronomicznych. Dla dzieci były popularne dmuchańce oraz konkursy od strażaków i policjantów. Ciekawa inicjatywa, a że pogoda dopisała impreza była przednia. I ja tam byłam… 
 
Niestety SKY CAMP już od 2021 roku nie działa na naszym lotnisku! Szkoda!!!




12 lipca, 2019

Klasztor pobernardyński w Kazimierzu Biskupim.


Mija prawie pięćset lat od kiedy jego widok cieszy oczy mieszkańców mojej małej ojczyzny – Kazimierza Biskupiego. Wysoka wieża kościoła św. Jana Chrzciciela i Pięciu Braci Męczenników widoczna jest z daleka, obok szachulcowa bramna wieża zegarowa wbudowana w wysoki, ogrodzeniowy mur (wybudowane później niż klasztor), a za nimi budynki klasztorne. Jedno wejście od głównej ulicy Klasztornej, drugie, z wjazdem, od strony ogrodu. Nad wejściem tablica z herbem miejscowości, po bokach napisy: Wyższe Seminarium Duchowne Zgromadzenia Misjonarzy Świętej Rodziny oraz Uniwersytet Adama Mickiewicza Wydział Teologiczny (jesteśmy dumni z posiadania wyższej uczelni w naszej wsi!).


WIDOK OD ULICY KLASZTORNEJ.

WIDOK OD STRONY OGRODU.

GŁÓWNE WEJŚCIE OD ULICY KLASZTORNEJ I PARKU.

ZEGAROWA WIEŻA BRAMNA Z HERBEM MIEJSCOWOŚCI. 



ODNOWIONA FASADA ŚWIĄTYNI...

... I ZABUDOWAŃ KLASZTORNYCH.
W TLE ROZBUDOWYWANA CZĘŚĆ NA POMIESZCZENIA NOCLEGOWE.

Wchodzimy przez bramę pod wieżą zegarową i po jej przekroczeniu podziwiamy odnowione ostatnio: budynek kościoła i część zabudowań klasztornych (nowsza część klasztoru, dobudowana później, jest stąd niewidoczna). A po obu stronach barokowe krużganki Drogi Krzyżowej prowadzące do obu obiektów. W centrum zadbany, zielony zakątek z figurą Jezusa - to taka spokojna oaza w środku miejscowości. 


WIEŻA BRAMNA OD STRONY KLASZTORU.







WEJŚCIE DO KRUŻGANKÓW OD STRONY OGRODU.

Świątynię razem z klasztorem ufundował, na początku XVI wieku, biskup poznański – Jan Lubrański razem ze swym bratem, wojewodą poznańskim – Mikołajem Gardziną Lubrańskim. Do nich wtedy należały te tereny. Ponieważ od kilku już wieków trwał w Kazimierzu kult związany z Pięcioma Braćmi Męczennikami tu zamordowanymi (pisałam o nich TUTAJ), a miejscowość była pielgrzymkowym centrum, więc sprowadzili do klasztoru bernardynów (nasz klasztor jest jedyną w Polsce fundacją tego zakonu z XVI wieku), aby ten kult podtrzymywali i go pielęgnowali. Do tego celu służyły też inne kościoły pobudowane tu w miejscach, gdzie przebywali i działali zamordowani Bracia. Lubrańscy sprowadzili też z Czech ich relikwie wykradzione w 1039 roku przez czeskiego księcia Brzetysława. Są one tu do dziś w pozłacanym, drewnianym relikwiarzu. Wkrótce bernardyni zaczęli wokół klasztoru budować drewniane kaplice Drogi Krzyżowej.  Miejsce i sprawowane uroczyste nabożeństwa tak bardzo spodobały się pielgrzymującemu tu wojewodzie krakowskiemu – Mikołajowi Zebrzydowskiemu, że postanowił podobne pobudować u siebie. Tak powstało sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej. 


Poniżej przedstawiam unikatowe zdjęcia klasztoru wydobyte z jego archiwum, udostępnione za zgodą Misjonarzy Świętej Rodziny. Sama je pierwszy raz zobaczyłam! 


PIERWSZA POŁOWA XIX WIEKU.

LATA 20-STE XX WIEKU.

BOGATY WYSTRÓJ ŚWIĄTYNI.

LATA 30-STE XX WIEK.

LATA POWOJENNE.

Wnętrze gotyckiej świątyni była zniszczone w czasie wojen szwedzkich, a potem w czasie ostatniej wojny, więc dziś ma inny, nowoczesny wygląd, z białymi ścianami i nowoczesnymi ołtarzami, ale gdy spojrzymy w górę zobaczymy piękne, ceglane, gotyckie sklepienia krzyżowe. Pozostały też w kościele gotyckie rzeźby św. Jadwigi, św. Mikołaja i św. Piotra i Pawła, a także postaci biskupa Jana Lubrańskiego i jego brata oraz renesansowy nagrobek starosty santockiego – Stanisława Russockiego. Odnowione niedawno tradycyjną średniowieczną techniką okna witrażowe, ze scenami z życia Braci, wpuszczają wiązki barwnego światła na to skromne wyposażenie świątyni, w którym panuje wspaniała atmosfera do skupienia i modlitwy. 



WSPÓŁCZESNY, SKROMNY WYSTRÓJ ŚWIĄTYNI.

GOTYCKIE SKLEPIENIA.

RENESANSOWY NAGROBEK STANISŁAWA RUSSOCKIEGO.

TRUMIENKA, W KTÓREJ PRZYWIEZIONE BYŁY  RELIKWIE
PIĘCIU BRACI MĘCZENNIKÓW.

CHÓR MUZYCZNY Z PIĘKNYM WITRAŻEM.


Z kościoła przechodzimy do wewnętrznych klasztornych krużganków pobudowanych wokół kwadratowego, niedużego, ale klimatycznego wirydarza. Widać stąd piętro pomieszczeń klasztornych. Ładnie tu!











Ostatnie remonty upiększyły to miejsce, dodając klasztorowi nowoczesności, np. przeszklona winda czy toaleta dla turystów. Ale w niektórych pomieszczeniach klasztornych zachowały się gotyckie gwiaździste sklepienia. Jest tu też bardzo ciekawe muzeum misyjne z eksponatami zwożonymi przez absolwentów tutejszego seminarium z różnych stron świata (np. Madagaskar, Papua Nowa Gwinea, Norwegia czy Indonezja), czyli tam, gdzie pracowali misjonarze z Kazimierza Biskupiego. 


















W krużgankach szczególną uwagę zwracają sklepienia, odnowione barokowe figury świętych oraz dwa przepiękne portale z początków XVI wieku. Jeden drewniany z herbem rodu Lubrańskich, infułą biskupią oraz datą zakończenia budowy świątyni: 1523. Drugi kamienny, z podobnymi oznaczeniami i wyrytym rokiem: 1508. Ten posiada nierówne framugi, o które podobno żołnierze szwedzcy albo polscy rycerze ostrzyli swoje szable!










Stąd wchodzi się do klasztornego refektarza. 




Bernardyni opiekowali się klasztorem i relikwiami Pięciu Braci Męczenników i podtrzymywali ich kult prawie do końca XIX wieku, kiedy to władze carskie zamknęły klasztor. W 1921 roku zamieszkali tu Misjonarze Świętej Rodziny, którzy ten kult podtrzymują do dzisiaj. 





Przechodzę lub przejeżdżam obok niego prawie codziennie, często też tu bywam, ale jak pewnie większość mieszkańców, na co dzień, nie zastanawiam się nad jego przeszłością i związaną z nim historią. Przyzwyczaiłam się, że po prostu tu jest. Nie myślę też o ludziach, którzy go stworzyli, którzy tu przebywali i przez wieki pracowali. Lecz dziś, gdy zgłębiam ten temat, dostrzegam jego piękną historię i to jak wielkie znaczenie miał i ma dla istnienia i rozwoju naszej okolicy.  I to ostatecznie dzięki niemu, ale też dzięki pozostałym naszym świątyniom, miejscowość istnieje do dziś. Gdyby nie jego ranga i ogromne znaczenie historyczne przegrałby z pokładami węgla brunatnego, który pod nim odkryto. Ostatecznie kopalnia powstała kawałek dalej, zostawiając nasze „skarby” w spokoju. Czyż nie piękna historia!


Pisząc ten post korzystałam z materiałów udostępnionych mi przez kazimierskie Bractwo Świętych Pięciu Męczenników (pierwsze powstało trzy wieki temu), za co im serdecznie dziękuję. Posiłkowałam się też publikacjami historyka Jerzego Łojko, który zgłębia tajemnice naszego regionu.